Koronawirus. Ciche ofiary pandemii nikogo nie obchodzą? Lekarze alarmują!

2020-04-27 12:22

Mimo pandemii koronawirusa, są i inne przyczyny zgonów. Na całym świecie ludzie wciąż umierają na zawały, nowotwory czy inne choroby przewlekłe. Przy przeciążonej służbie zdrowia są cichymi ofiarami koronawirusa. W Polsce też wielu lekarzy apeluje, że sytuacja staje się naprawdę dramatyczna.

Koronawirus. Ciche ofiary pandemii nikogo nie obchodzą? Lekarze alarmują!
Autor: Getty Images Mimo pandemii koronawirusa, są i inne przyczyny zgonów

- Ludzie wciąż mają zawały, problemy z sercem - mówi dr Bruce Lowell internista z Great Neck w stanie Nowy Jork - Wydaje się jakby nic innego, poza koronawirusem, już w szpitalach nie istniało

Maria Kefalas uważa, że jej mąż, Patrick Carr, jest zapomnianą ofiarą śmiertelną koronawirusa. W styczniu Carr, profesor socjologii na Uniwersytecie Rutgers, miał nawrót nowotworu krwi, którego leczył od ośmiu lat. Potrzebował chemioterapii, aby uporać się ze swoją chorobą - szpiczakiem mnogim. W szpitalach w Filadelfii rozpoczęły się jednak przygotowania do nadchodzącej pandemii koronawirusa. Krew, przeznaczona do tej pory na transfuzje, była już racjonowana. W wyniku tego Carr nie mógł otrzymać wystarczającej ilości krwi, która była potrzebna, aby zwalczyć anemię z którą się zmagał. Było to konieczne do rozpoczęcia chemioterapii. Co więcej, mimo pogorszenia się jego stanu, odwołano mu wizyty w klinice w obawie przed rozprzestrzenianiem się Covid-19.

Dla Carra, i wielu innych, zmiana w priorytetach służby zdrowia, braki kadrowe oraz ograniczenia spowodowały brak możliwość poprawnego leczenia nie tylko nowotworów, ale też zawałów, czy przeprowadzenia operacji mózgu. 7 kwietnia Carr zaczął być leczony w domu, zmarł 9 dni później w wieku 53 lat. Jego żona, Maria Kefalas, uważa, że gdyby nie koronawirus jej mąż żył by dalej.

- Gdyby nie przeciążony system opieki zdrowotnej, konieczność walki o transfuzje i leczenie wiele osób w takiej sytuacji można by był uratować. Choć o tym się głośno nie mówi, to też, pośrednio, ofiary koronawirusa - mówi Kefalas.

W szpitalach, nie tylko amerykańskich, brakuje łóżek, krwi, lekarzy, pielęgniarek i respiratorów. Pomieszczenia techniczne, a także zwykłe sale, pospiesznie zamieniane są na sale intensywnej terapii, a chirurdzy kierowani są do leczenia tych, którzy z powodu Covid-19 nie mogą oddychać samodzielnie.

Nawet jak znajdzie się miejsce dla zwykłych pacjentów, przyjmowani są dopiero w ostateczności, gdy istnieje bezpośrednie zagrożenie dla ich życia. To działa także w drugą stronę, sami pacjenci boją się zgłaszać do szpitala w obawie przed zarażeniem. Przechodzą zawały w swoich domach, co może być tragiczne w skutkach dla ich zdrowia, a nawet życia.

Tviza Bader, której firma pomaga chorym na nowotowory, zauważa, że jej podopieczni coraz częściej dzwonią, aby przełożyć na późniejszy termin zaplanowane zabiegi, operacje i leczenie. - Do tej pory, w ciągu ostatnich kilku lat, śmiertelność z powodu nowotworów spadała, teraz obawiam się, że cofamy się co najmniej o krok - mówi Bader.

Dr Elisa R. Port, szefowa chirurgii piersi w Mount Sinai Health System w Nowym Jorku przyznaje, że gdyby szczyt zachorowań miał potrwać 2 tygodnie, a cała sytuacja miała unormować się w ciągu kolejnych ośmiu, to chętnie i bez obaw przekładałaby zabiegi. Na to jednak gwarancji nie ma, a leczenia niektórych pacjentów nie można opóźnić.

- Czeka nas lawina przyjęć, operacji i zabiegów, gdy pandemia minie - zaznacza Port i dodaje - a przecież jest jeszcze całe grono innych pacjentów. Na przykład tych, którzy wymagają dializowania. Tego również nie można przełożyć na później.

Problemy, na które napotyka służba zdrowia za oceanem, są także widoczne w Europie oraz w Polsce.

Już teraz Polskie Towarzystwo Kardiologiczne apeluje do tych, którzy w obawie przed koronawirusem nie wzywają pomocy, aby nie bali się telefonu na pogotowie. Specjaliści notują spadek szpitalnego leczenia zawałów serca nawet o 30-40%. Oznacza to, że chorzy przechodzą zawały w swoich domach. To może nieść fatalne skutki nie tylko dla ich zdrowia, ale nawet życia.

Alergolodzy wzywają pacjentów z alergią i astmą, by nie przerywali leczenia, bo to tylko narazi ich na większe niebezpieczeństwo. Łatwiej będzie im ulec zakażeniu, a w razie zachorowania na COVID-19, mogą chorować ciężej i trudniej ich będzie leczyć.

Również specjaliści zajmujący się leczeniem udarów są mocno zaniepokojeni sytuacją. Pacjenci często zwlekają ze zgłoszeniem się do szpitala a nawet z wezwaniem karetki. A w leczeniu udarów liczy się przecież każda minuta. Tu dochodzą jeszcze dodatkowe, związane z ewentualną koniecznością oczekiwania na wynik testów w kierunku koronawirusa. Okienko, w którym można podjąć odpowiednie kroki terapeutyczne, ograniczające skutki udaru jest wąskie. To kilka godzin, a na wynik testów czeka się często ponad dobę.

Onkolodzy też martwią się o swoich pacjentów. Ci, którzy już są w trakcie leczenia, mają obniżoną odporność. Dla tych, którzy czekają na diagnozę, może ona przyjść za późno. Zdarza się, że również pacjenci z tej grupy opuszczają wizyty z powodu pandemii i lęku przed koronawirusem.

Sonda
Czy z powodu koronawirusa nie udało ci się dostać do lekarza?

Przeczytaj też:

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki