Dlaczego serce najczęściej zawodzi w święta?
Kardiolodzy od lat obserwują niepokojący trend: w okresie Bożego Narodzenia krzywa hospitalizacji z powodu ostrych incydentów sercowo-naczyniowych wyraźnie idzie w górę. To nie przypadek ani statystyczny błąd. Za wzrostem liczby zawałów i udarów kryje się szereg czynników, które w czasie świąt nakładają się na siebie, tworząc niebezpieczną kombinację.
Trudno o gorszy moment dla układu krążenia niż przedświąteczna gorączka połączona z kolacją wigilijną. Wielogodzinne przygotowania, zakupy w tłumie, sprzątanie mieszkania, a potem obfity posiłek często zapijany alkoholem i niewyspanie - wszystko to mocno obciąża serce. Do tego dochodzą emocje i stres, który u wielu osób w święta osiąga szczyt, niezależnie od tego, czy wynika z samotności, konfliktów rodzinnych, czy presji idealnych przygotowań.
Nagły wysiłek fizyczny – przenoszenie ciężkich toreb, dźwiganie choinki, intensywne porządki – może być tym ostatnim impulsem, który doprowadzi do pęknięcia blaszki miażdżycowej w tętnicy wieńcowej. A wtedy zaczyna się dramat.
Ignorowanie bólu może być śmiertelnie groźne
Największym problemem nie jest jednak sama fizjologia zawału, ale ludzka psychologia. W święta nie chcemy myśleć o chorobie. Nie chcemy „psuć atmosfery", martwić rodziny, wzywać karetki w Wigilię. Wielu pacjentów bagatelizuje objawy, tłumacząc je przejedzeniem, zgagą lub zmęczeniem. Czeka do końca świąt, „żeby nie robić zamieszania".
To śmiertelnie niebezpieczne myślenie.
Duszność, przeszywający ucisk w klatce piersiowej, zimny pot zalewający ciało, nudności, osłabienie, ból rozchodzący się do lewego ramienia, szyi albo żuchwy – te sygnały wymagają natychmiastowej reakcji. Bez względu na to, czy jest 24 grudnia, czy środek lata.
– Im wcześniej otworzymy naczynie wieńcowe przy pomocy angioplastyki i zastosujemy stent, tym szybciej przerwiemy zawał i ograniczymy uszkodzenie serca pacjenta – mówi prof. dr hab. n. med. Piotr Buszman, kardiolog interwencyjny American Heart of Poland.
Pierwsza godzina decyduje o życiu i śmierci
W medycynie ratunkowej istnieje pojęcie „złotej godziny". To kluczowy okres, w którym szanse na uratowanie życia i zminimalizowanie trwałych uszkodzeń są największe. W przypadku zawału serca liczy się dosłownie każda minuta.
Pacjent, który trafia do pracowni hemodynamiki w ciągu pierwszych 60-90 minut od pojawienia się objawów, ma bardzo duże szansę na pełne wyzdrowienie bez poważnych powikłań. Problem w tym, że okno terapeutyczne zamyka się błyskawicznie. Po dwóch godzinach ryzyko powikłań sięga już 60 proc., a śmiertelność wzrasta do 90 proc.
– Dzięki bliskiej odległości od pacjentów w regionach, zespoły ratownictwa medycznego są w stanie dowieźć chorych do pracowni hemodynamiki w ciągu tzw. złotej godziny – dodaje prof. Piotr Buszman.
Warto podkreślić: w święta ochrona zdrowia pracuje normalnie. Nikt nie wyrzuci pacjenta, nikt nie będzie zły, że przyszedł w Wigilię. Personel medyczny jest po to, by ratować życie – także wtedy, gdy na stole w dyżurce leży jeszcze niedojedzona wigilijna ryba.
Samotny zawał – co robić, gdy nie ma nikogo obok?
Scenariusz, o którym mało kto chce myśleć: nagle czujesz przeszywający ból w klatce piersiowej, jesteś sam w domu, świąteczny wieczór, rodzina daleko. Co wtedy?
Panika to najgorszy doradca, ale w takiej sytuacji trudno zachować spokój. Dlatego warto znać algorytm postępowania jeszcze zanim cokolwiek się stanie.
– Właściwa reakcja może uratować życie - najważniejsze są pierwsze minuty, dlatego nie należy zwlekać i trzeba zadzwonić pod numer 112 lub 999. Ważne jest też otworzenie drzwi wejściowych, co w przypadku utraty przytomności umożliwi służbom ratunkowym szybkie działanie – zaznacza prof. dr hab. n. med. Piotr Buszman.
Po telefonie na numer alarmowy kluczowe jest zajęcie odpowiedniej pozycji. Należy usiąść w pozycji półsiedzącej – plecy oparte o ścianę, fotel lub poduszki, tułów uniesiony. Ta postawa odciąża serce i poprawia wentylację płuc. Jeśli w domu jest aspiryna, warto ją przyjąć – może spowolnić proces tworzenia się zakrzepu w tętnicy.
Lista zagrożeń – czego absolutnie unikać
Większość ludzi w obliczu zawału popełnia te same błędy. Niektóre z nich mogą przekreślić szanse na przeżycie.
– Nie chodź po domu ani po schodach i nie próbuj „przeczekać" z nadzieją, że samo przejdzie. Nie kładź się płasko na plecach, ponieważ pogarsza to oddychanie. Nie próbuj też samodzielnie jechać do szpitala - to jedna z najczęstszych i najbardziej niebezpiecznych pomyłek - groźne zaburzenia rytmu i nagłe zatrzymanie krążenia mogą wystąpić w każdej chwili. Usiądź w pozycji półsiedzącej i czekaj na pomoc – stwierdza prof. dr hab. n. med. Piotr Buszman.
Każdy wysiłek fizyczny w czasie zawału pogłębia niedotlenienie mięśnia sercowego. Chodzenie, podnoszenie się ze schodów, nerwowe krążenie po mieszkaniu – to wszystko zwiększa zapotrzebowanie serca na tlen, którego w tym momencie dramatycznie brakuje. Próba samodzielnej jazdy do szpitala może zakończyć się utratą przytomności za kierownicą, ze wszystkimi konsekwencjami dla pacjenta i innych uczestników ruchu.
Po zawale nie kończy się leczenie – zaczyna się życie na nowych zasadach
Współczesna kardiologia nie poprzestaje na ratowaniu życia w ostrym momencie. Polska medycyna może pochwalić się programem KOS-zawał, który kompleksowo otacza opieką pacjentów po przebytym zawale serca. To system obejmujący nie tylko hospitalizację i implantację stentu, ale całą ścieżkę powrotu do zdrowia: rehabilitację kardiologiczną, regularne wizyty kontrolne, edukację zdrowotną oraz stałe monitorowanie czynników ryzyka.
– Pacjent leczony w programie KOS-zawał otrzymuje natychmiastową pomoc oraz rehabilitację i edukację – podkreśla kardiolog American Heart of Poland.
Liczby mówią same za siebie. U pacjentów objętych programem śmiertelność w pierwszym roku po zawale spada o 30-40 proc. To dowód, że medycyna ratunkowa to dopiero początek – dalsze systematyczne leczenie, kontrola poziomu cholesterolu LDL, prawidłowe dawkowanie leków i zmiany w stylu życia mają fundamentalne znaczenie dla rokowania.
Chociaż formalnie program trwa rok, eksperci zgodnie podkreślają, że najlepsze efekty widać w dłuższej perspektywie czasowej. Pacjenci, którzy kontynuują kontrole i przestrzegają zaleceń również po zakończeniu formalnego uczestnictwa w programie, znacząco redukują ryzyko kolejnego incydentu sercowego.
Jak przygotować się na najgorsze?
Profilaktyka i czujność to jedyna sensowna strategia. Osoby z grup ryzyka – z nadciśnieniem, cukrzycą, podwyższonym cholesterolem, palacze, a także te, które przebyły już zawał – powinny być szczególnie świadome zagrożenia.
– Warto więc: mieć telefon zawsze w zasięgu ręki, trzymać w widocznym miejscu kartkę z numerami alarmowymi, informować bliskich o pojawiających się nowych objawach, regularnie wykonywać badania profilaktyczne, pozostawać pod stałą opieką lekarza rodzinnego i kardiologa – podsumowuje prof. dr hab. n. med. Piotr Buszman.