"Czasem życie ratują suche skarpety". Nie brzydzi ich brud, smród i robaki

2023-12-04 14:43

Dziś przemoknięte nogi, jutro zapalenie płuc. W poniedziałek brzydkie skaleczenie, w piątek zakażenie i możliwa amputacja. Warszawscy "sprzątacze" z Ambulansu z Serca wiedzą, że ulica nie zna lekkich chorób. Zadzwoń po nich, gdy widzisz człowieka w potrzebie. Nie brzydzi ich brud, smród i robaki. Pomogą na tyle, na ile pozwala im system.

Czasem życie ratują suche skarpety. Na ulicę wypędza nie tylko alkohol
Autor: Rafał Muszczynko, Ambulans z Serca

Jak można minąć umierającego człowieka i nie zareagować? To się dzieje każdego dnia. Czasem niemal ocierasz się o jego prowizoryczny dom w centrum miasta i nawet o tym nie wiesz. Kiedy indziej po prostu nie widzisz w nim nikogo godnego pomocy. Wolontariusze wspierający osoby w kryzysie bezdomności, chociaż bezinteresownie niosą pomoc i niewątpliwie zasługują na podziw, niejednokrotnie mierzą się z hejtem, niezrozumieniem. "To się powoli zmienia. Nikt nie ląduje na ulicy z wyboru, a bezdomność to nie wstyd dla osób nim dotkniętych, ale dla współczesnego świata" - mówi Rafał ("Raffi") Muszczynko, kierowca i ratownik "Ambulansu z Serca".

Przejmujący wywiad z Arturem Binkowskim. Były pięściarz został bezdomnym

Bezdomność - idzie zima zła

Na ulicy każda pora roku to wyzwanie. Zawsze ktoś może cię napaść, skrzywdzić, możesz zachorować, umrzeć z odwodnienia. Zima jest jednak najgorsza. Nie musi być mroźna i śnieżna. Wystarczy deszcz i przymrozek, byś nie doczekał wiosny.

- Wyobraź sobie grudniowy, zwykły dzień. Temperatura nieznacznie powyżej zera, zacinający deszcz ze śniegiem, na ulicy chlapa i błoto pośniegowe, zupełnie jak kilka dni temu. Przemoczyłem buty i skarpetki - normalna sprawa w taką pogodę. Po powrocie do domu moje skarpetki trafiły do prania, buty na kaloryfer. Wypiłem ciepłą herbatę, zrelaksowałem się z książką pod kocem. Dla mnie to był koniec historii. Dla osób, którym staramy się pomóc, to niejednokrotnie początek dramatu - mówi Raffi, jeden z kilkunastu wolontariuszy, którzy służą bezdomnym mieszkańcom stolicy.

Suche skarpety jak Święty Graal

Raffi jest informatykiem. Ludzi, podobnie jak większość wolontariuszy, ratuje w czasie wolnym, po pracy i innych zajęciach. W zespole są lekarze, studenci medycyny, urzędnicy. Według relacji Raffiego zawsze mają co robić, osoba w kryzysie bezdomności często nie ma nawet gdzie wysuszyć butów.

- Może spróbować w miejskiej ogrzewalni, ale o tej porze roku często niełatwo tam o miejsce, nawet na podłodze. O przestrzeń na jedynym kaloryferze w sali, gdzie rzeczy chciałoby suszyć naraz 60 osób, jest jeszcze trudniej.

Przemarznięci ludzie nieraz próbują chować się w klatkach schodowych. Pomysł niezły – więcej tam kaloryferów, a mniej chętnych do suszenia rzeczy. Niestety, zapach suszących się, przemoczonych butów i skarpet, niemal zawsze prowadzi do kłopotów. Na pewno pojawi się ktoś, kto niechcianego gościa przegoni. Bywa, że będzie agresywny.

Nasz hipotetyczny bohater (niestety, bardzo realny dla tych, którzy ulicę znają) może udać się "na wydawkę" rzeczy do jednego z warszawskich magazynów odzieży dla osób bezdomnych. Butów w właściwym rozmiarze często zimą nie znajdzie, ale załapie się chociaż na nową parę skarpet - suchych i czystych.

Niestety, wciąż niedosuszone buty szybko zmoczą suche, nowe skarpetki. Może jednak udało się dojechać do jakiejś noclegowni, choćby na warszawską Białołękę? Będzie ciepłe łóżko, miejsce do wysuszenia rzeczy.

Oczywiście pod warunkiem, że bezdomny nie wypił nawet piwa. Ogrzewalnie, schroniska i noclegownie wymagają 0,0 promila we krwi. Masz 0,5? Nie weźmie cię SODON (Stołeczny Ośrodek dla Osób Nietrzeźwych), bo jesteś za trzeźwy na wytrzeźwiałkę. Paradoksalnie - jak pić, to już na umór. Inaczej noc na ulicy.

W listopadzie SODON otworzył oddział przerywania ciągów alkoholowych dla osób, które są bezdomne i chcą przerwać ciąg. Niestety, to nie jest rozwiązanie doraźne i sposób na mokre skarpety.

W niektórych punktach pomocy są już izolatki dla nietrzeźwych, którzy nie są pijani, gdzie można zaczekać na trzeźwość. To jednak dopiero pojedyncze punkty. Pomysł w powijakach, ale można czasem mieć szczęście i do takiego trafić.

Życie potrafi być piękne, ale krótko. W dzień noclegownie są zamknięte, trzeba je opuścić. Jeśli rano znowu spadnie marznący deszcz, buty i skarpetki znowu będą mokre. Teraz ich suszenie może już nie wystarczyć.

Na nogach mogą pojawić się już rany spowodowane chodzeniem w przemoczonym obuwiu. Dojdzie kaszel, katar, ból gardła, niewielka gorączka. Przeziębienie to nic takiego, nogi też można wyleczyć. Nasz bezdomny jest jednak nieubezpieczony.

Może się udać do lekarza, ale za wizytę trzeba będzie zapłacić, zarówno w państwowej, jak w prywatnej opiece zdrowotnej. Pieniędzmi, których nie ma. Zresztą co mu w tym gabinecie powiedzą? "Proszę odpoczywać w cieple, wykupić leki i opatrunki?" Niby za co? "Trzeba dbać o higienę nóg?" Gdzie i jak? A może: "pić dużo płynów?" Nie są to rady, które osoba bezdomna może wcielić w życie.

Tej karetki dedykowanej osobom w kryzysie bezdomności nie zapewnił system, tylko darczyńcy.
Autor: Ambulans z Serca

"Kolejna ofiara zimna"

Zaniedbane przeziębienie czy rany na nogach w krótkim czasie mogą stać się przyczyną choroby zagrażającej życiu. Wtedy osobę bezdomną czeka śmierć. Niejednokrotnie nawet nie poprosi o pomoc. Upokorzona własnym dramatem, ukryje się przed światem "normalnych ludzi".

Jeśli będzie miała szczęście, zdąży wkroczyć system. Co do zasady - w ostatniej chwili.

Gdy życie osoby bezdomnej jest bezpośrednio zagrożone, pomocy udzieli choćby pogotowie ratunkowe. Wtedy nikt już nie pyta o ubezpieczenie. Amputację czy wielomiesięczne leczenie, niejednokrotnie nieskuteczne, na OIOM-ie można mieć za darmo. Zrzucimy się na to wszyscy.

Jeśli człowiek jest zbyt zdrowy, by trafić do szpitala, ale zbyt chory, by zostać na ulicy, w Warszawie mogą wkroczyć "nawiedzeni", "zbieracze śmieci", czyli wolontariusze z fundacji Ambulans z Serca, nazywani tak nieraz przez "porządnych obywateli".

Gabinet na kółkach

Widzisz osobę bezdomną, która źle się czuje? Zamieszkała w twoim osiedlowym śmietniku? Mieszka na działkach i wyraźnie sobie nie radzi? Cuchnący bezdomny zasnął na przystanku? Nie musisz go dotykać, jeśli się brzydzisz. Zadzwoń na 112. Mają obowiązek się tym zająć.

Gdy mieszkasz w stolicy, a system nie pomógł, zadzwoń pod numer 663 600 856. Jeśli tylko będzie to możliwe, przyjadą sprzątacze i zrobią wszystko, co się da, żeby skutecznie pomóc.

Przyjedzie wypasiona karetka dedykowana osobom bezdomnym. Nowoczesna, znakomicie wyposażona, ambulatorium na kółkach. Niektórzy nawet się dziwią, "po co IM" taki dobry wóz. Nie kupiło go miasto, nie sfinansował wojewoda mazowiecki. Zrzucili się na nią darczyńcy na publicznej zbiórce.

Systemowe karetki niechętnie przyjeżdżają do osób w kryzysie bezdomności. "Wóz potem trzeba dezynfekować". "W tym czasie ktoś inny potrzebuje pomocy". Ekipa Ambulansu z Serca wspiera brudnych, zawszawionych, zasikanych i nietrzeźwych (chociaż podopiecznych pod wpływem alkoholu jest zaskakująco niewielu). Do każdego trzeba wyciągnąć dłoń.

Czytaj także: "Właściciel nieprzytomny, pies nie wpuści pogotowia". Mieszkasz sam? Lepiej to przeczytaj

Tej karetki dedykowanej osobom w kryzysie bezdomności nie zapewnił system, tylko darczyńcy.
Autor: Rafał Muszczynko, Ambulans z Serca

"Właściwie niewiele nam wolno"

Czasem wolontariuszom nie pozostaje nic innego, jak odwieźć chorego do szpitala. Kiedy indziej opatrują rany, odwożą do łaźni, pomagają znaleźć miejsce w ośrodku. Bywa, że uzdrawia ogrzanie się, uzupełnienie płynów. Nie taki jest jednak nadrzędny cel wolontariuszy i chcą robić znacznie więcej.

- Udzielenie pomocy medycznej pozwala zdobyć zaufanie, nawiązać relację. To pierwszy krok, by zabierać ludzi trwale z ulicy, bo niełatwo pogodzić się z tym, że oni tam zostają - mówi Zuzanna Matuszewska, studentka 5. roku medycyny, która od kilku lat jeździ w karetce.

Zuzannie udało się zaprzyjaźnić z bezdomnym panem Grzegorzem. Na początku nie chciał z nią nawet rozmawiać, twierdził, że mu na ulicy "dobrze". Dopiero gdy jego kompan z pustostanu trafił do szpitala w ciężkim stanie, zdecydował się przenieść do ośrodka. Dziś ma pracę, a o Zuzannie mówi: "moja pierwsza iskierka".

Wolontariusze chcieliby też móc w większym stopniu pomagać osobom z chorobami przewlekłymi, podawać leki. Chociaż w karetce często jest lekarz, przepisy na to nie pozwalają. W praktyce mogą jedynie udzielać porad, chociaż wydanie antybiotyku czy choćby środka przeciwgorączkowego mogłoby sprawić, że po tego samego człowieka nie byłoby trzeba jechać drugi raz, gdy będzie już bardzo chory.

System się naprawia

Gdy wolontariusze zaczynali swoją pracę na ulicy, czuli się bardzo osamotnieni. Dziś, zarówno współpraca z innymi organizacjami pozarządowymi, jak i samym systemem, układa się coraz lepiej.

Aż kilkadziesiąt różnych fundacji i stowarzyszeń w całej Polsce wspiera w różnym zakresie osoby w kryzysie bezdomności. Wymieniają się doświadczeniami, podejmują wspólne inicjatywy, co sprawia, że są coraz lepiej słyszani. Niejednokrotnie to nie jest pomoc tylko doraźna, ale sposób, by człowiek trwale zmieniał swoje życie, znajdował pracę i dach nad głową.

Ambulans z Serca jest legalną częścią systemu. Współpracuje choćby ze Strażą Miejską, która bardzo się zmieniła i uwrażliwiła na problem bezdomności czy z Caritasem, Warszawskim Streetworkingiem i Poradnictwem (od nich dostają większość zgłoszeń o potrzebujących) oraz Warszawskim Centrum Integracji (w ich ośrodkach zostawiają regularnie pacjentów). Razem można dawać wsparcie na każdym etapie.

Teoretycznie taka karetka mogłaby być jeżdżącym Niepublicznym Zakładem Opieki Zdrowotnej. To by wiele zmieniło i opłaciło się nawet nieprzekonanym, że ich praca jest potrzebna. Wydany w karetce antybiotyk kosztuje zdecydowanie mniej niż łóżko na intensywnej terapii dla wycieńczonego, wyniszczonego człowieka z zapaleniem płuc.

Niestety, przepisy dot. NZOZ-ów nie są przyjazne dla kogoś, kto chce bezinteresownie nieść pomoc osobom bezdomnym. Skomplikowane procedury, stosy papierów, dokumentów, RODO, dane osobowe... Na ulicy i w karetce to tak nie działa, ale to trzeba rozumieć i dostosować do realiów. Może kiedyś...

Nie tylko alkohol - skąd się biorą bezdomni na ulicach?

Wiele dróg prowadzi do bezdomności. Zakup piekielnie drogich garnków i wzięcie chwilówki. Rozstanie z partnerem, który był właścicielem mieszkania. Wypadek w pracy na czarno, głodowa emerytura... Sporo osób żyje na krawędzi, a potem nagle, niespodziewanie z niej spada. Zwykle łączy ich życiowa nieporadność. To nie jest powód, żeby kogoś skazać na śmierć.

Pana Adama, emeryta mieszkającego na działkach po awanturze z żoną, ludzie z Ambulansu ocalili w ostatniej chwili. Na początku dobrze sobie radził, dogrzewał się farelką. Wreszcie przyszedł gigantyczny rachunek, elektrownia odcięła prąd. Medycy dotarli do niego dzięki czujności sąsiada. Pan Adam był już w hipotermii. Stos kołder nie pomógł.

Pan Marek nie miał nawet 30 lat, żadnych chorób, gdy ratowali go w Ambulansie. Do Warszawy przyjechał "za pracą". Pracował na czarno w jakimś podrzędnym warsztacie samochodowym. Szef przestał mu płacić w terminie, a nie wynajmiesz pokoju bez kasy.

prowizoryczny dom jednego z podopiecznych Ambulansu z serca
Autor: Rafał Muszczynko, Ambulans z Serca

Gdy pan Marek upomniał się o pieniądze, wyleciał z hukiem bez wynagrodzenia. Na ulicy został okradziony z ostatnich pieniędzy (za małych na mieszkanie, ale wystarczających na chwilę wegetacji). Został też pobity. Gdy spotkał ludzi z Ambulansu z Serca, wymagał już pomocy medycznej. Dziś ma nową pracę i w miarę stabilną przyszłość.

Pan Rysio ma pracę, legalną, gdzieś na Żoliborzu. Z pensji mieszkania w stolicy nie wynajmie. W pracy chyba nikt nie wie, że jest bezdomny. Mieszka w pustostanie z kilkoma osobami. Chleją. On prawie wcale, ale lepszego towarzystwa jakoś nie znalazł. Szuka dodatkowego zajęcia. Może odmieni swój los. A co, jeśli zachoruje?

Nie wierzysz, że to wszystko możliwe w XXI wieku, w europejskiej stolicy? Nie musisz. Jeśli powinie ci się noga, oni przyjadą i pomogą. No, chyba że skończy się kasa na paliwo lub opatrunki. Do nowego baku też trzeba dolewać i Fundacja wciąż potrzebuje wsparcia.