Zaczęło się od opryszczki i gorączki. Nie żyje młoda kobieta z Lublina

2023-03-30 11:51

Zwykła opryszczka i gorączka przerodziły się w stan zagrażający życiu. Pacjentka była jednak odsyłana od lekarza do lekarza. W efekcie nie zapewniono jej należytej opieki i zmarła. Sprawą zajęła się prokuratura. Akt oskarżenia właśnie trafił do Sądu Okręgowego w Lublinie.

Zaczęło się od opryszczki i gorączki. Nie żyje młoda kobieta z Lublina
Autor: Getty Images Młoda pacjentka z gorączką została odsyłana od lekarza do lekarza. Finał okazał się tragiczny

Do tego fatalnego w skutkach ciągu wydarzeń doszło w 2019 roku. Dokładnie 30 maja młoda kobieta nagle dostała wysokiej gorączki. Termometr wskazywał 39 stopni Celsjusza, a wszelkie domowe sposoby na zbicie temperatury zawodziły. W międzyczasie na ustach pacjentki pojawiła się opryszczka. Objawy nie mijały - 4 dni później mąż i ojciec zawieźli ją do lekarza rodzinnego w celu uzyskania pomocy.

Jej stan już wtedy zaczął się pogarszać. Kobieta nie miała apetytu, a kontakt z nią był mocno ograniczony. Po konsultacji z lekarzem, pacjentka została skierowana do szpitala i trafiła na SOR przy al. Kraśnickiej w Lublinie.

"Już wówczas występowały zaburzenia przytomności. Jej ojciec wskazał na występującą „ospałość”. Z uwagi na długi okres oczekiwania i pogorszenie stanu zdrowia pojawiły się silne drgawki i zdezorientowanie" - relacjonował mąż.

Mimo niepokojących objawów, nie przyjęto jej na oddział.

Kiedy z gorączką u dziecka iść do lekarza?

Odsyłali ją od lekarza do lekarza. Są pierwsze zarzuty

Droga w poszukiwaniu pomocy była naprawdę długa. Mąż udał się z kobietą do lekarza, w celu wykonania dalszych badań diagnostycznych. Pacjentka otrzymała skierowanie do Kliniki Chorób Zakaźnych przy ul. Staszica, gdzie po spędzeniu nocy na izbie przyjęć, rano została wypisana.

Gorączka cały czas utrzymywała się na poziomie 40 stopni. 5 czerwca, zgodnie ze skierowaniem, rodzina zawiozła pacjentkę do prywatnego gabinetu ginekologicznego. Jej stan wskazywał na dezorientację, dlatego ponownie skierowano ją do szpitala. Wieczorem została przyjęta na oddziała zakaźny przy al. Kraśnickiej.

Następnie przeniesiono ją na oddział neurologii. Dwa dni później (7 czerwca) po rozpoznaniu wirusowego zapalenia mózgu oraz opryszczki wargowej, pacjentka została przeniesiona do szpitala na Staszica na oddział chorób zakaźnych. Stan zdrowia chorej wciąż się pogarszał. Dzień później doszło do niewydolności oddechowej. Lekarze zdecydowali o przeniesieniu kobiety do II Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii, gdzie powołano komisję w celu sprawdzenia, czy doszło do trwałego i nieodwracalnego ustania czynności mózgu. Miało to miejsce 1 lipca. Stan chorej był już bardzo poważny. 10 dni później stwierdzono zatrzymanie krążenia i zgon.

Z relacji ojca wynika, że stan zdrowia pacjentki wskazywał na poważne zaburzenia już na początku choroby.

"Ojciec w swoich zeznaniach podał, że jak odbierał córkę ze szpitala to początkowo były problemy z jej dobudzeniem, a gdy została obudzona to nie poznała go, nie wiedziała gdzie jest. W jego ocenie już wtedy miała zaburzenia świadomości, lecz pielęgniarka uspokajała go, że to „może po lekach, po kroplówkach”. Dodał, iż pomagał córce nałożyć buty i zaprowadził ją od samochodu, ponieważ „ona nie kontaktowała" - podają śledczy.

Według ekspertów pacjentka była w stanie zagrożenia życia już 5 czerwca. Jak podają śledczy, objawy wskazywały na zaawansowany stan chorobowy charakteryzujący się nawet 80 proc. śmiertelnością.

Lekarze nie udzielili jednak fachowej pomocy. Prokuratora podaje, że działania medyków były "częściowo nieprawidłowe". Niestety, w tej sytuacji nie można dowieść błędu lekarzy, gdyż leczenie opryszczkowego zapalenia mózgu związane jest z ryzykiem 30 proc. śmiertelności.

"Nawet prawidłowe postępowanie medyczne w dniach 3-5 czerwca mogłoby nie zapobiec stanowi pokrzywdzonej" - czytamy w akcie oskarżenia.

Mimo tego, lekarzom zarzucono nieprawidłowe dopełnienie czynności. Zarzuty za narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu usłyszą w sądzie dwie lekarki: Małgorzata J. – lekarz dyżurny z SOR na Kraśnickiej i Katarzyna W. – lekarz dyżurny z Izby Przyjęć Kliniki Chorób Zakaźnych na Staszica.

Mimo postawionych zarzutów, kobiety nie przyznają się do winy. Za popełnione czyny grozi im kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki