"Przesłaliśmy informacje do dwóch krajów przesiadkowych i trwają ustalenia szczegółowe list pasażerów, kto, gdzie i jakie miejsca zajmował w samolocie" – powiedział Grzesiowski.
Zaznaczył, że profilaktyka i dochodzenie dotyczy tylko osób, które siedziały w bezpośredniej bliskości chorej osoby.
Grzesiowski podkreślił, że były to międzynarodowe loty, więc akcja jest bardzo szeroka. Zaznaczył, że dotyczy ona także pasażerów polskich, którzy zostają objęci "postępowaniem profilaktycznym".
W ubiegłym tygodniu lekarze we Wrocławiu potwierdzili zachorowanie dziecka na błonicę, chorobę zakaźną gardła i krtani, która dzięki szczepieniom została populacyjnie wyeliminowana. Chore dziecko nie było szczepione. Wróciło z wakacji w Afryce. Stan dziecka jest ciężki, ale stabilny. W szpitalu jest też dorosły z podejrzeniem błonicy.
Błonica - jak można się zarazić?
Dr Grzesiowski poinformował też, że z ewentualnym zakończeniem dochodzenia epidemicznego dotyczącego błonicy należy zaczekać do końca marca. "Okres wylęgania błonicy to są dwa tygodnie, zaś klasycznie choroba wylęga się w ciągu 5-10 dni" - powiedział podczas wtorkowej konferencji prasowej GIS.
Grzesiowski zwrócił uwagę, że choroba przenosi się drogą kropelkową, a przebywanie w pomieszczeniu z innym chorym bez - jak mówił - "zabezpieczeń" może zaowocować zakażeniem. "W związku z tym, ostatnie przypadki mogły komunikować się na przestrzeni 11-13 marca" - powiedział.
Mamy margines dwóch tygodni. Jeśli nie będzie nowych przypadków, będziemy mogli uznać zdarzenie za wygaszone. Czekamy więc do końca marca z ewentualnym zakończeniem dochodzenia epidemicznego
- przekazał.
Błonica atakuje skórę i narządy wewnętrzne
Zwrócił uwagę, że przed pandemią COVID-19 w Europie notowano kilkadziesiąt przypadków błonicy rocznie. Przyznał, że sytuacja zmieniła się trochę w latach 2022-2023, kiedy do Europy dotarły duże grupy imigrantów, co jak stwierdził, "zaowocowało większą liczbą przypadków zachorowań na błonicę".
Niemcy na przykład - zauważył - zmierzyły się z mikroepidemią wśród imigrantów, kiedy zgłoszono około dwustu przypadków zachorowań.
Grzesiowski zastrzegł jednak, że "była to przede wszystkim błonica przyranna, czyli miejscowe zakażenie, powikłanie zaniedbanych skaleczeń, uszkodzeń skóry, która nie przebiega z niewydolnością wielonarządową".
"Może ona być niebezpieczna dla osób nieszczepionych" - dodał.
Tekst będzie aktualizowany.