Gostynin to „więzienie udające szpital”? Psychiatra ujawnia prawdę o ośrodku
Gostynin to „więzienie udające szpital”? Psychiatra Janusz Heitzman nie owija w bawełnę, ujawniając szokujące kulisy funkcjonowania Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym. Dlaczego placówka, która ma leczyć, budzi kontrowersje wśród prawników i medyków? Ekspert bez ogródek opisuje fatalne warunki i prawne absurdy.

- Profesor Janusz Heitzman, psychiatra i ekspert, wyraża sprzeciw wobec obecnej formy funkcjonowania ośrodka w Gostyninie, podobnie jak wielu prawników i psychiatrów.
- Krajowy Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym (KOZZD) w Gostyninie, przeznaczony dla groźnych przestępców po odbyciu kary, budzi kontrowersje ze względu na niekonstytucyjność ustawy, warunki panujące w placówce oraz brak możliwości leczenia.
- Zarówno resort zdrowia, jak i sprawiedliwości pracują nad nowelizacją ustawy, która ma rozwiązać problemy KOZZD, w tym kwestie finansowania i warunków pobytu.
- Dowiedz się, dlaczego eksperci uważają, że ustawa o KOZZD narusza podstawowe zasady prawne i jakie zmiany są konieczne, aby placówka działała zgodnie z konstytucją.
Krajowy Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie i jego filia w Czersku (woj. pomorskie) to miejsca, gdzie trafiają sprawcy najpoważniejszych przestępstw, którzy odbyli karę więzienia, ale w opinii dyrektorów zakładów karnych powinni być nadal izolowani, ponieważ nadal mogą stwarzać ryzyko dla zdrowia, życia lub wolności seksualnej innych osób. W ub. tygodniu kilkunastu pacjentów ośrodka prowadziło protest głodowy, sprzeciwiając się panującym tam warunkom.
Działalność placówki regulują przepisy ustawy z 22 listopada 2013 r. o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób. Nad jej nowelizacją pracują resorty zdrowia oraz sprawiedliwości oraz eksperci, m.in. prof. Janusz Heitzman, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej, kierownik Kliniki Psychiatrii Sądowej Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
Anita Karwowska, PAP: Bierze pan udział w pracach powołanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości zespołu, który ma przygotować nowelizację ustawy z 2013 r. o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności. To jej przepisy regulują działalność Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie. W ub. tygodniu kilkunastu jego pacjentów po raz kolejny protestowało przeciwko panującym tam warunkom i regulaminowi. Co leży u podłoża problemów tego miejsca, że tak trudno je rozwiązać?
Prof. Janusz Heitzman, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej, kierownik Kliniki Psychiatrii Sądowej Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie: Ta ustawa nigdy nie była konstytucyjna, narusza podstawowe zasady prawne, o czym przestrzegałem, m.in. w ekspertyzie dla Sejmu, już na etapie prac nad tymi przepisami.
Ustawa narusza m.in. zasadę, że prawo nie działa wstecz. Nie można karać podwójnie, podobnie jak nie można karać za coś, czego ktoś dokonał przed wejściem w życie tych przepisów. Tymczasem z tym mamy właśnie do czynienia, pacjenci KOZZD czują się niesprawiedliwie przetrzymywani po prawomocnym odbyciu kary.
Do tego ich wolność ogranicza się – poprzez osadzenie w ośrodku – na podstawie stwierdzenia prawdopodobieństwa popełnienia w przyszłości jakiegoś czynu. Mechanizm takiego typowania rozpoczyna się na podstawie opinii dyrektora zakładu karnego, w którym przebywają za popełnione przestępstwo, co jest uznaniowe i nieweryfikowalne. Ale stosowane. Do tego sądy i biegli na dalszym etapie orzekania o osadzeniu w ośrodku wolą stwierdzić – niż nie stwierdzić – prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa przez kogoś, kto w przeszłości był sprawcą zbrodni na tle seksualnym, czasami zbrodni wielokrotnej. Prawdopodobieństwo istnieje przecież zawsze. Tylko idąc tym tropem nie wypuścilibyśmy z zakładu karnego nigdy nikogo.
PAP: Ośrodek w Gostyninie to dziwny twór – trochę szpital, trochę więzienie.
J.H.: To celowa konstrukcja ustawodawcy. Aby uniknąć zarzutu podwójnego karania, co i tak się nie udało, stworzono KOZZD. Wytypowane jako stanowiące potencjalne zagrożenie osoby izoluje się przez skierowanie na leczenie do placówki leczniczej podlegającej Ministerstwu Zdrowia, a nie do zakładu karnego. Umiejscowienie KOZZD w strukturach MZ jest kolejnym błędem tej ustawy.

PAP: Czy pacjenci są tam leczeni?
J.H.: Część osób oczywiście otrzymuje leki – nasenne, uspokajające, przeciwdepresyjne, przeciwlękowe i inne. Większość to starsze osoby, chorujące m.in. na nowotwory. Nie ma jednak tabletki na prawdopodobieństwo stwarzania w przyszłości zagrożenia.
PAP: Co powinno się zmienić w ustawie?
J.H.: Należy m.in. odejść od tego, że decyzja o umieszczeniu w KOZZD nie jest określona czasowo, poza tym o zwolnieniu czy przedłużeniu pobytu powinien decydować szerszy skład sędziowski. Opinii w tym przypadku powinien wystawiać nie, jak obecnie, dwóch psychiatrów, ale cały zespół specjalistów – także psycholog, seksuolog, resocjalizator, prawnik.
I na pewno do KOZZD nie powinny trafiać osoby z chorobami psychicznymi. Dla nich jest system szpitali psychiatrycznych.
PAP: Poza zmianą legislacyjną pacjenci oczekują poprawy funkcjonowania ośrodka. Skarżą się na fatalne warunki, m.in. wieloosobowe sale, piętrowe łóżka. Tego też nie da się zmienić?
J.H.: Chodzi o kilka kwestii. Z uwagi na to, że formalnie jest to zakład leczniczy, to stosuje się wobec przebywających w nim zasady takie, jak w szpitalu. To znaczy m.in., że personel musi pacjenta przez cały czas widzieć – dla jego bezpieczeństwa.
Problem wynika z tego, że panują tam wspomniane fatalne warunki lokalowe, stąd te łóżka piętrowe. A nie ma przecież szpitali z łóżkami piętrowymi.
PAP: Oprócz Gostynina.
J.H.: Rozmawiałem z jego pacjentami i oni mówią, że woleli pobyt w więzieniu niż w tym quasi-terapeutycznym ośrodku.
Próbują sobie radzić, by mieć choć odrobinę prywatności, zasłaniając swoje łóżka prześcieradłami czy ręcznikami. Wracając do punktu wyjścia – w szpitalu to niedozwolone, pacjenta nie można spuścić z oka – wyjątkiem jest toaleta. I w KOZZD w tym miejscu monitoringu nie ma.
PAP: Pacjenci wysłali do Ministerstwa Zdrowia petycję o zmianę kierownictwa placówki. Dyrektorce Agnieszce Jędrzejczak zarzucają szereg nieprawidłowości w działaniu.
J.H.: Nie zgadzam się, że problemy Gostynina wynikają z tego, kto akurat kieruje ośrodkiem. Poprzedniego dyrektora też wszyscy chcieli odwołać.
Obecna pani dyrektor musi stosować się do przepisów, które ma, by np. nie dopuścić do tego, że ktoś popełni samobójstwo. Zmiana na stanowisku nie doprowadzi do tego, że pacjentom będzie można więcej. Przepisy są jasne.
PAP: Skoro przybywa pacjentów ośrodka, to czemu nie zwiększa się jego możliwości lokalowych?
J.H.: Już dziś jego utrzymanie jest bardzo kosztowne. Doba pobytu jednej osoby to prawie 2,5 tys. zł. Obecnie łącznie przebywa tu ok. 140 osób, a zatrudnionych jest tam ok. 400 pracowników – tak dużo, by zapewnić obsadę całodobowego dyżuru. Ministerstwo Zdrowia nie ma środków na to, by rozbudować ośrodek, ani na to, by wybudować nową placówkę, która de facto nie jest szpitalem.
PAP: A Ministerstwo Sprawiedliwości?
J.H.: Ministerstwo Sprawiedliwości, które kilka lat temu za pośrednictwem lokalnych władz samorządowych udostępniło na potrzeby ośrodka zamiejscowego KOZZD budynek w Czersku, nawet gdyby na ten cel znalazło jakiś pojemniejszy zakład karny i zniknąłby przegrywany przez Polskę przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka zarzut przeludnienia, teraz w świetle obowiązującej ustawy nie może tego zrobić.
PAP: Dlaczego przez lata nie rozwiązano tych problemów, a pozwolono im się nawarstwiać?
J.H.: Ponieważ sprawa dotyczy określonej grupy przestępców seksualnych, których ludowa sprawiedliwość nakazuje karać tak, by na stałe wyeliminować ich ze społeczeństwa. Jakiekolwiek łagodzenie przepisów, po to, by były zwyczajnie konstytucyjne – jest dla polityków ryzykowne.
Z punktu widzenia pewnej części społeczeństwa jest błędem prawnym, że ci sprawcy nie zostali skazani na karę śmierci. A skoro żyją, to kogo obchodzi, w jakich warunkach. Dyskutowanie z tego typu poglądami jest niezwykle trudne. Ustawa to pokłosie kończenia przez kiedyś skazanych maksymalnej kary 25 lat pozbawienia wolności przy ówczesnym braku kary dożywotniego pozbawienia wolności. Ustawy mają jednak swoje uzasadnienie nie dla jednostek, a dla problemu i stąd umieszczanych w KOZZD, zwłaszcza po 2015 roku, tylko przybywało. Dzisiaj największym problemem nie jest to, że ktoś do KOZZD trafi, ale jak w sposób bezpieczny ma być stamtąd zwolniony.
PAP: W związku z czym jest to temat porzucony?
J.H.: Nie, dla wielu osób, w tym dla mnie, to temat istotny. Jestem przeciwny istnieniu ośrodka w takiej postaci, podobnie jak wielu prawników i psychiatrów. Zmian oczekuje też resort zdrowia, który nie chce finansować leczenia czegoś, co jest niemożliwe do wyleczenia.
Zmiana potrzebna jest jednak przede wszystkim dlatego, ponieważ należy stosować zasady uniwersalnej sprawiedliwości społecznej, a nie sprawiedliwości, która jest bliższa zemście.