"Chodziłam od lekarza do lekarza. Chorobę rozpoznali dopiero w 4 stadium". Kora zmarła 7 lat temu
Magdalena Środa tydzień przed śmiercią Olgi Sipowicz, czyli legendarnej Kory, postanowiła pojechać do niej na Roztocze. Powiedziała wtedy mężowi: "Jadę do niej, ona umiera", ale on odpowiedział: "To niemożliwe. Boginie nie umierają". W pewnym sensie miał rację, a jednak rak jajników zabrał wokalistkę. Chorobę rozpoznano zbyt późno.

- Siedem lat temu odeszła Kora, ikona polskiej muzyki, po pięcioletniej walce z rakiem jajnika, który został zdiagnozowany w zaawansowanym stadium.
- Choroba, określana jako "cichy zabójca", często jest rozpoznawana zbyt późno, co znacznie utrudnia leczenie.
- Artystka, mimo walki z chorobą, aktywnie wspierała innych pacjentów i apelowała o profilaktykę.
- Dowiedz się więcej o walce Kory z chorobą i jej niezwykłym życiu.
Kora jedyna w swoim rodzaju. Pustka trwa
67 lat to nie jest wiek na umieranie, nawet dla gwiazdy rocka. 28 lipca mija siedem lat od śmierci Olgi Sipowicz, z domu Ostrowskiej, primo voto Jackowskiej wokalistki zespołu Maanam, ikony polskiej muzyki i symbolu wolności, czyli KORY.
Odeszła po pięcioletniej walce z rakiem jajnika, pozostawiając po sobie ogromną pustkę w polskiej kulturze.
Skandalistka, obrończyni słabszych, zwolenniczka obyczajowej wolności i respektowania praw człowieka, przegrała walkę od początku skazaną na porażkę - chorobę rozpoznano zbyt późno.
Kora, urodzona 8 czerwca 1951 roku w Krakowie, zapisała się w historii polskiej muzyki rockowej jako charyzmatyczna wokalistka i autorka poruszających tekstów. Zespół Maanam, który współtworzyła, wydał wiele kultowych albumów, a przeboje takie jak "Boskie Buenos", "Cykady na Cykladach" czy "Kocham cię, kochanie moje" na stałe weszły do kanonu polskiej muzyki rozrywkowej.
W tych utworach Kora niewątpliwie żyje, jest niepodrabialna itd. Takich osób jak ona brakuje jednak niemalże fizycznie nie tylko bliskim.
Oprócz działalności artystycznej, Kora była znana ze swoich otwartych poglądów i zaangażowania w sprawy społeczne. Była zdeklarowaną ateistką i miała krytyczny stosunek do Kościoła katolickiego ze względu na własne traumatyczne przeżycia z dzieciństwa.
Głośno opowiadała się za prawami osób LGBT+, w tym za adopcją dzieci przez pary jednopłciowe. W wywiadzie dla "Newsweeka" w 2017 roku mówiła:
Dlaczego nikt nigdy nie zapytał mnie – osoby wychowanej w domu dziecka – czy chciałabym być adoptowana przez parę gejów albo lesbijek? Zamiast od czwartego do dziesiątego roku życia przebywać w domu dziecka prowadzonym przez siostry zakonne, bo mama ciężko zachorowała na gruźlicę, a ojciec nie radził sobie z wychowywaniem dzieci? Nikt mi nie udowodni, że dwóch kochających się gejów nie dałoby mi miłości, której tak mi brakowało.
Kora i rak jajnika
W 2013 roku artystka usłyszała diagnozę: rak jajnika obciążony mutacją w genie BRCA. Przez pięć lat dzielnie walczyła z chorobą, chociaż możliwości były bardzo ograniczone.
Rak jajnika to niestety nie rak macicy, który rozwija się przez wiele lat i jest dość prosty do zdiagnozowania na wczesnym etapie.
Rak jajnika nazywany jest "cichym zabójcą kobiet", ponieważ w początkowej fazie nie daje objawów. Symptomy te, które później się pojawiają, są mało charakterystyczne i kobiety je często bagatelizują. Dlatego nowotwór zwykle rozpoznawany jest w III lub IV stadium zaawansowania, co niestety przekłada się na skuteczność leczenia i rokowanie. Według szacunków co roku na świecie na raka jajnika choruje około 240 tys. kobiet, z czego 150 tys. umiera.
Kora w chwili rozpoznania była już w czwartym stadium choroby.
Kalendarz badań ginekologicznych - od nastolatki do seniorki
Rak jajnika Kory - zawinili lekarze?
W książce Beaty Biały "Słońca bez końca. Biografia Kory" artystka opowiadała o swoich doświadczeniach związanych z diagnozą:
Kilkanaście lat temu miałam okropne bóle, zginało mnie do ziemi, łykałam mnóstwo środków przeciwbólowych. Pewnie to już był rak, ale nikt pod tym kątem mnie nie zbadał. Nawet jak przeszłam operację, nikt nie szukał komórek rakowych. To było już po 1989 r., ale nadal obywatel był g***o wart, a jak chory, to jeszcze mniej. No więc cały czas byłam leczona na żołądek. Dzisiaj żaden lekarz nie powie, czy to wtedy było do zdiagnozowania.
Trudno powiedzieć, czy to po prostu słowa rozgoryczonej pacjentki, czy jednak można było zrobić coś więcej. Kora wędrowała od lekarza do lekarza, u ginekologa, na krótko przed dramatyczną diagnozą, miała usłyszeć, że "jest zdrowa ginekologicznie jak 15-latka". Niełatwo potem nie czuć rozczarowania.
Skoro kobieta była obciążona genem BRCA, tym trudniej zrozumieć, dlaczego tak późno brano pod uwagę problem z jajnikami. Z drugiej strony to było wiele lat temu, kiedy właściwa diagnostyka nie była zbyt popularna.

Kora - rozpaczliwa walka o każdy dzień
Rokowania były bardzo złe, a jednak Kora wyszarpała od losu jeszcze 5 lat. Rozpoczęła się trudna walka z chorobą. Wokalistka przeszła operacje i chemioterapię. Jak wspominał jej mąż, Kamil Sipowicz:
Pamiętam, że kiedy w 2013 r., po pierwszej operacji w Warszawie, lekarz wyjawił, że nowotwór jest rozrzucony po otrzewnej, jeden z synów powiedział, że matka zaraz umrze. »Na pewno nie teraz« – odpowiedziałem. Byłem przekonany, że będzie jeszcze żyła. I żyła pięć lat z czwartym stopniem nowotworu.
Jedna operacja, druga, trzecia, walka o lek. Sipowicz nie krył, że byli ludźmi uprzywilejowanymi, mogli szukać pomocy w szpitalach całej Polski. Przyznał jednak, że nawet z tej pozycji nie było łatwo:
Doświadczyliśmy całego koszmaru polskiej medycyny. Poruszanie się w tym świecie to piekło.
Walka o dostęp do innowacyjnych terapii potrzebnych wokalistce, takich jak olaparib, była niezwykle trudna.
Lek obecnie jest refundowany w Polsce w ramach programu lekowego, ale wtedy nie był. Zbiórka środków na leczenie Kory zakończyła się sukcesem, a pozostałe środki zostały przekazane na leczenie innych osób.
Kora apelowała również o profilaktykę i regularne badania.
"Chciałabym, żeby inne kobiety się dowiedziały, że jak bolą jajniki, to się trzeba zbadać. A my jesteśmy przyzwyczajone do bólu jajników, w ogóle nam się to nie wiąże z nowotworem" – mówiła.
Olga Sipowicz odchodziła w domu, w otoczeniu bliskich osób, męża, przyjaciółki Magdaleny Środy, siostry Anny Kubczak. Na swoich zasadach - ze szpitala uciekała niemal do końca.