18-letnia Pola zmarła w szpitalu, rodzice winią lekarzy. "Nikt jej nie pomógł"
Miała przed sobą całe życie, uwielbiała czytać książki i planowała maturę. 18-latka najpierw trafiła do internisty, który zalecił jej wykonanie badań w najbliższym szpitalu. Placówka odmówiła, a licealistka wróciła do niej kilka dni później, tym razem nie o własnych siłach. Choć w innym szpitalu lekarze 8 dni walczyli o jej życie, Poli nie udało się uratować.
Pola w styczniu tego roku skończyła 18 lat. Do internisty udała się, z jak się początkowo wydawało, objawami grypopodobnymi. Nietypowym dla młodej dziewczyny symptomem była wysoka gorączka. - Nasiliła się do 40 stopni Celsjusza, co nie było typowe, bo prawie nigdy nie gorączkowała, a na pewno tak wysoko – wspominają rodzice Poli.
18-latce odmówiono przyjęcia do szpitala
Test na COVID-19 nie potwierdził zakażenia, a lekarz wskazał, że przyczyną problemów jest grypa, ale nie wykluczał także zapalenia płuc. Skierował dziewczynę do szpitala, by wykonała zdjęcie rentgenowskie i zalecił leki przeciwgrypowe. Mama 18-latki zawiozła ją do placówki w Piasecznie, która znajdowała się najbliżej ich domu.
- Długo czekałyśmy na lekarza. Powiedziałam, jaka jest sytuacja, i dałam mu skierowanie i zalecenia pani doktor. Stwierdził: "Wie pani, jak każdego 18-latka byśmy przyjmowali do szpitala, to by nie było miejsc" - dodaje matka zmarłej. Lekarz zalecił kilka dni obserwacji, bez badań, a nawet zmierzenia ciśnienia tętniczego.
Lekarze walczy 8 dni o życie Poli
Po powrocie do domu stan Poli się pogorszył. Młoda dziewczyna miała duszności, jej rodzice byli zmuszeni wezwać karetkę. 18-latka trafiła do tego samego szpitala, co wcześniej. Pola była pełnoletnia, więc rodzice nie mogli pojechać z nią karetką do szpitala.
Gdy w nocy próbowali skontaktować się ze szpitalem, by dowiedzieć się, jak się ma córka, odmówiono im udzielenia takich informacji. Rano 18-latka była nieprzytomna, a do szpitala trafiła o północy. - Po godzinie 2 napisała: "Żyję niby". O 2:59 napisała "Ale nie wiem, czy ja to przeżyję". I ostatni SMS był o 5:57 o treści: "Nie mogę oddychać" – powiedziała matka Poli w rozmowie z dziennikarzami "Uwaga! TVN".
Rodzice 18-latki chcieliby poznać prawdę, ponieważ podejrzewają, że między północą a rankiem, nie udzielono jej pomocy. Jak się potem okazało, niewielki szpital w Piasecznie bez oddziału intensywnej terapii medycznej oraz oddziału anestezjologii, dopiero około godziny 7 rano zaczął szukać miejsca w innej placówce. Ostatecznie dziewczyna została przewieziona do Szpitala Czerniakowskiego w Warszawie. Lecz gdy Pola trafiła do placówki, jej stan był naprawdę poważny – już wtedy była bliska śmierci.
Zrozpaczeni rodzice winią szpital za śmierć córki
- Przede wszystkim na tym etapie ważne było, żeby utrzymać wentylację, oddychanie i krążenie pacjentki - wyjaśnił Tomasz Siegel, kierownik oddziału anestezjologii i intensywnej terapii Szpitala Czerniakowskiego w Warszawie. Jak podkreślają specjaliści: w takich przypadkach liczy się czas.
- W bardzo wielu chorobach, i tak na przykład jest w ciężkiej niewydolności oddechowej, kluczową sprawą jest moment włączenia prawidłowego leczenia – zaznaczył kierownik kliniki anestezjologii i intensywnej terapii Szpitala MSWiA w Warszawie dr Konstanty Szułdrzyński. Pola potrzebowała ECMO, a o jej życie lekarze walczyli przez 8 dni.
Niestety, z powodu obrzęku mózgu, 18-latka zmarła. Rodzice o śmierć ukochanej córki obwiniają placówkę w Piasecznie. – Nikt jej nie pomógł – mówią zrozpaczeni. Sprawą zajmuje się Rzecznik Praw Pacjenta, a szpital prowadzi wewnętrzne postępowanie wyjaśniające. Dyrektor placówki odmówił komentarza, powołując się na tajemnicę lekarską.