Mariola Bojarska-Ferenc: pewna siebie pięćdziesiątka

2019-10-12 15:38

Zna swoją wartość i wie, czego chce od życia. Jest aktywna, wysportowana, atrakcyjna, świadoma swego ciała i ducha, otwarta na seks. Nosi szpilki i minisukienki. O tym, że życie nie kończy się po pięćdziesiątce, rozmawiamy z Mariolą Bojarską-Ferenc, prekursorką zdrowego stylu życia w Polsce.

Mariola Bojarska-Ferenc: pewna siebie pięćdziesiątka
Autor: Getty Images

Wszechobecny kult młodości sprawia, że wiele kobiet, które mają pięćdziesiąt parę lat, paraliżuje strach, że są nieatrakcyjne, stare. Boją się, że stracą pracę i nie znajdą innej, że rozpadnie się ich związek. Ale można na swoje życie spojrzeć z innej perspektywy.

Nie boi się Pani upływu czasu?

Mariola Bojarska-Ferenc: Kobieta ma tyle lat, na ile zasługuje – mawiała Coco Chanel. Zgodnie z tą zasadą postępuję od wczesnej młodości. Staram się być osobą zadbaną. Od młodości miałam zakodowane, że muszę mieć czas na manicure, pedicure, że raz w miesiącu trzeba podciąć włosy. Namawiam panie do zdrowego egoizmu, bo nikt nie pokocha cię bardziej niż ty sama. Dbam o zdrowie, regularnie robię badania, dużo się ruszam, uważam na to, co jem, staram się zachować wewnętrzną harmonię. Bardziej niż na idealnym ciele zależy mi na zachowaniu życiowej energii, humorze i dystansie do siebie.

Ale czy po pięćdziesiątce życie może być ekscytujące?

M.B-F.: Nie jest tak, że po pięćdziesiątce nagle znajdujemy się w innej bajce. Kluczem do sukcesu jest zaakceptowanie swego wieku i zmian, jakie z sobą niesie. Z jednymi trzeba się pogodzić, innym stawić czoła. Na przykład z powodu niedoczynności tarczycy nie jestem w stanie zlikwidować brzuszka, choćbym się zaćwiczyła na śmierć. Jeśli wiem, że nie mam na coś wpływu, nie wpadam we frustrację.

Nie rozumiem jednak, dlaczego kobieta po pięćdziesiątce ma stracić pracę, jeśli jest kreatywna. A takich listów mam od pań tysiące i to jest przykre. Teraz, gdy synowie z nami nie mieszkają, mam tak dużo czasu dla siebie, że pracuję trzy razy więcej niż wcześniej. Niedawno wydałam czwartą książkę "Klub 50+", a już mam plany na przyszły rok. Więcej podróżuję, nauczyłam się lepiej posługiwać komputerem, szlifuję angielski, dużo czytam. Jak się ma do spełnienia konkretne zadania, to się człowiek odmładza. Pięćdziesiąt lat to dobry czas na rozwijanie zainteresowań, hobby, na robienie wszystkiego, na co wcześniej nie było czasu.

Jak dba Pani o skórę i ciało?

M.B-F.: Kupuję dobre kremy do twarzy – na pewno zmarszczek mi nie wygładzą, ale niwelują nieprzyjemne ciągnięcie. Rano i wieczorem twarz i szyję oczyszczam mleczkiem lub płynem micelarnym, w ciało wklepuję tony balsamów.

Lubię się opalać, więc zawsze po wakacjach sprawdzam, czy nie mam plam, a jeśli się pojawią, likwiduję je w gabinecie medycyny estetycznej. Raz na jakiś czas chodzę na masaż twarzy.

Piję dużo wody, by nawilżać skórę od wewnątrz i wypłukiwać z organizmu toksyny, herbatę tylko zieloną lub miętową, nigdy nie paliłam papierosów i nie pozwalam nikomu palić w naszym domu, nawet jeśli ma wielką ochotę. Jestem zdania, że po pięćdziesiątce trzeba naturze pomagać. Dlatego co pewien czas funduję sobie zabieg mezoterapii na twarz. Ale na drastyczne zabiegi czy operację plastyczną się nie zdecyduję.

Namawia Pani kobiety do uprawiania sportu. Dlaczego to takie ważne?

M.B-F.: Ćwiczę, odkąd skończyłam siedem lat. Sport ukształtował mój charakter, dał mi siłę, wytrwałość, poczucie własnej wartości, zaprogramował mnie na sukces. Ze sportu wyniosłam przekonanie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jeśli pracujesz i masz silną psychikę, to wdrapiesz się na podium. W życiu jest tak jak w sporcie – nie masz wiary w siebie i nie potrafisz się chwalić, nie odniesiesz sukcesu. Kiedy byłam dzieckiem, z podziwem patrzyłam na inne gimnastyczki i nieraz mówiłam mojej trenerce, że one są ode mnie lepsze. Wtedy powiedziała, że nie wolno mi tak myśleć. Powtarzam kobietom: Jeśli wiesz, że jesteś dobra, to walcz o siebie w pracy. Nie bój się, że szef cię wyrzuci. Ale gdy czujesz, że sobie z czymś nie radzisz, to najpierw się naucz. Nie lubię cwaniactwa. Trzeba dawać z siebie wszystko, by odnosić sukcesy.

Sport daje siłę, ale czy można zacząć trenować w wieku 50 lat?

M.B-F.: Nie ma granicy wieku na rozpoczęcie treningu. Każda motywacja jest dobra, byleby nas zmusiła do ćwiczeń, odpowiednich do potrzeb i możliwości, przynajmniej pół godziny dziennie. Najlepiej wybrać to, co sprawia nam przyjemność – zamiast siłowni może być spacer, basen, rower, jogging, joga, wtedy z przyjemnością ćwiczymy. Ruch od dziecka sprawił, że nadal mam energię dwudziestolatki i wagę prawie taką samą jak przed laty, stawiam przed sobą nowe cele i walczę o sukcesy, które dodają mi skrzydeł. Ćwiczenia pozwalają zachować zdrowie. Jestem przykładem, że to skutkuje.

Co jeszcze jest ważne dla kondycji i dobrego samopoczucia?

M.B-F.: Mądre odżywianie. Nigdy nie stosowałam diety cud, natomiast zawsze odżywiałam się racjonalnie. Wybieram produkty z niską gęstością energetyczną i wysoką odżywczą, czyli takie, które mają małą zawartość cukru czy tłuszczu, za to dużo wody, błonnika, witamin, minerałów. Jem głównie warzywa, ryby, trochę białego mięsa. Takie produkty nie są kaloryczne, więc można ich zjeść dużo. Mimo że uwielbiam włoską kuchnię, ograniczam jedzenie makaronów, nie jem ziemniaków, chleba też u mnie nie ma, czasem zjadam dwa płatki pieczywa chrupkiego na drugie śniadanie.

Swoją ostatnią książkę zadedykowała Pani mężowi i synom. Napisała Pani: „dodają mi sił i im zawdzięczam swoje skrzydła”.

M.B-F.: Moim największym sukcesem jest szczęśliwa rodzina. Jesteśmy z mężem 28 lat i jak twierdzą znajomi – doskonała z nas para. Często słyszę od koleżanek: „Twój Ryszard to wszystko potrafi: żarówkę wkręci, ugotuje, pomoże wybrać ciuchy i jeszcze powie, że ładnie wyglądasz”. Ale jeżeli przez 25 lat nie prosiłaś męża, żeby tę żarówkę wkręcił, to potem jest zdziwiony, że ma to zrobić. I jest afera. Pytana o sekret naszego związku, odpowiadam: my nic nie udajemy. Od początku jasno komunikujemy swoje potrzeby i dużo z sobą rozmawiamy. Związek trzeba pielęgnować, największym jego wrogiem jest rutyna. Lubimy robić sobie niespodzianki, umawiamy się na randki. Dbamy też, by proporcje między przestrzenią wspólną a własną nie zostały zaburzone. Każdy musi mieć czas dla siebie.

Mam dwóch kochanych synów, z pierwszego i z drugiego małżeństwa. I jestem babcią dwuletniego Marcela i 9-miesięcznej Wiktorii. Nietypowa ze mnie babcia, bo zamiast czytać wnukom bajki, robię z nimi fikołki na dywanie. Kiedy moje wnuczęta odrobinę podrosną, zrobię wszystko, by zarazić je swoją pasją do sportu. Bardzo bym chciała, żeby tak jak ja kochali aktywne życie.

Deklaruje Pani, że kocha seks, łamiąc zakorzeniony u nas stereotyp, że o tym się nie rozmawia.

M.B-F.: Dla mnie seks to żaden temat tabu. Każda kobieta, która czuje się pożądana, młodnieje. Panie po pięćdziesiątce boją się braku akceptacji dla zmian, jakim podlega ich ciało, dlatego często ukrywają je przed partnerem. Wiadomo, że kobiecie dojrzałej trudno konkurować pod względem wyglądu z trzydziestolatką. Ale czy jest taka potrzeba? Nie szalejmy! Jeżeli mężczyzna kocha, to akceptuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Jeśli nie, to nic nie pomoże. Po pięćdziesiątce seks może być przyjemniejszy, bo wiemy już, czego naprawdę chcemy, co lubimy, a czego nie, co sprawia nam przyjemność. Daje poczucie bezpieczeństwa i bliskości w związku, gwarantuje lepszy nastrój, ładniejszą skórę, energię. Seksowi nie służy nuda, a poznawanie nowych rzeczy ekscytuje. Odrobina szaleństwa sprawia, że wzajemna ekscytacja trwa wiecznie.

Jak poradziła sobie Pani z menopauzą?

M.B-F.: Gdy pojawiły się uderzenia gorąca, to szybko poszłam do ginekologa i zastosowałam terapię zastępczą. Menopauza to nie jest koniec świata. Powiem więcej, są z tego korzyści. Nie trzeba się ograniczać ani zabezpieczać przed niechcianą ciążą. Będąc pod kontrolą lekarza, można przejść łagodnie przez ten okres, namawiam więc kobiety do regularnych badań.

Nie myślała Pani nigdy, by trochę przyhamować?

M.B-F.: Żyję tylko raz, więc nie! Chcę zdążyć ze wszystkim, co zaplanowałam! Mam ponad pięćdziesiąt lat i dlatego stworzyłam program „Klub 50 plus – zawsze w formie” na antenie Pytania na śniadanie w TVP2, w którym przekonuję, że „pięćdziesiątka” to nadal atrakcyjna, młoda duchem kobieta, spełniająca się na wielu polach, zawodowym i prywatnym. Działanie na wysokich obrotach oraz praca dodają mi sił. To, że wszyscy uważają, że mam tyle energii i ze wszystkim sobie poradzę, dodatkowo mnie nakręca. Z wiekiem aktywność powinna być coraz większa, a przynajmniej taka sama, pod warunkiem że nie zagubimy siebie. Dlatego we wszystkim, co robię, na pierwszym miejscu jestem ja, potem cała reszta.

Mariola Bojarska-Ferenc

Polska królowa fitnessu, prekursorka zdrowego stylu życia, producentka i autorka programów telewizyjnych, felietonów, książek propagujących aktywnych wypoczynek i zdrowe odżywianie, filmów z ćwiczeniami gimnastycznymi. W swojej najnowszej książce "Klub 50+" radzi, jak troszczyć się o siebie, żeby być kobietą zdrową, spełnioną, szczęśliwą. Prowadzi program "Sztuka życia" w TVP2 i cykl "Klub 50+" w "Pytaniu na śniadanie". Aktywna na Facebooku i blogu.