Seks
Mam 21 lat, jestem z dziewczyną od 3,5 roku i bardzo ją kocham. Jest to moja pierwsza dziewczyna, z resztą ja też jestem jej pierwszym chłopakiem.
Ona też twierdzi, że bardzo mnie kocha. Mówi tylko, że nie jest pewna czy chce ze mną być do końca życia, ponieważ nigdy nie miała innego chłopaka. Uważa, że jeśli chce coś zmienić w swoim życiu, to to jest ostateczny czas, bo niedługo będzie za późno. Zastanawia się nad odejściem ode mnie.
Powiedziała, że daje sobie miesiąc czasu, żeby sie upewniła (sama nie wie, czy na pewno chce mnie zostawić i sporóbować z kimś innym, bo twierdzi, że mnie kocha).
Co zrobić, żeby ze mną została, bardzo mi na niej zależy. Kocham ją nad życie i nie chcę, żeby odeszła!
Problem mój jest bardzo złożony i borykam się z nim już sporo czasu. Zaczęło się około 15 lat wstecz, kiedy w naszym bardzo kochającym się świeżo upieczonym małżeństwie pojawiła się śliczna zdrowa córeczka. Troszczyliśmy się o nią bardzo oboje, a o sobie coraz bardziej zapominaliśmy. Żona nie pracowała, zajmowała się domem i dzieckiem, a ja jedyny żywiciel rodziny po powrocie do domu przejmowałem jej obowiązki, żeby mogła odpocząć. Z czasem zaczęło brakować funduszy, więc ja dorabiałem gdzie i kiedy mogłem.
Coraz rzadziej się widywaliśmy, bo kiedy żona spała, ja wychodziłem do pracy, a jak wracałem już spała. I takim sposobem oddalaliśmy się od siebie, zakończyły się jakiekolwiek czułe słówka, przytulanie, a o seksie mogłem zapomnieć.
Doszło do sytuacji, która nie powinna się zdarzyć, ale niestety się zdarzyła... wziąłem żonę siłą. Nie zmieniło to naszych stosunków do siebie... Jak była oschła i zimna przed, tak i cały czas po zajściu było tak samo. Niestety nasze maleństwo zachorowało i nieszczęśliwie zmarło.
Oboje to przeżywaliśmy niesamowicie, bo dziecko miało tylko 1 rok i 5 miesięcy... Po pogrzebie jakby żona się obudziła i zobaczyła że ja również istnieje. Nasza przedmałżeńska namiętność zaczęła powracać. Kilka miesięcy było prawie dobrze, a potem niechęć żony powróciła.
Próbowałem z nią rozmawiać, ale wykręcała się zawsze brakiem czasu albo mówiła, że się czepiam. Zaczęliśmy żyć niejako obok siebie wypełniając jakieś wspólne obowiązki, aż jakimś cudem urodziło nam się 2-gie dziecko. Jakiś czas było ok. Potem wróciliśmy do wersji przy pierwszym dziecku.
Nerwy puszczały mi coraz bardziej więc zacząłem sięgać częściej po kieliszek. Kłóciliśmy się często ja miałem do niej pretensje ona do mnie. Nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka. W końcu znalazła wspólny język, ale z innym mężczyzną. Wykryłem jej sposób na ucieczkę od małżeństwa. Dla mnie świat się zawalił... Rozpiłem się jeszcze bardziej, a w drodze było kolejne dziecko, które według mnie nie było moje.
Wszystkiemu zaprzeczała, że to nie prawda, ale w końcu przyznała się, że chciała zrobić to z innym bez namawiania próśb i użycia siły. Przeżyłem to ogromnie, nie wiedziałem co mam robić! Kochałem żonę i dziecko. Byłem już po rozwodzie z pierwszą żoną, która mnie zdradziła i sytuacja się powtórzyła. Po jakimś czasie zadecydowałem zacząć jeszcze raz od nowa, było mi naprawdę ciężko ale starałem się jak tylko umiałem i mogłem. Radość nie trwała długo, bo zaledwie kilka miesięcy i sytuacja wróciła do normy.
To znaczy w domu byłem potrzebny tylko do robienia zakupów i pomocy w obowiązkach domowych, a namiętność, czułość, seks mogłem wykasować ze swojego słownika. Prosiłem i błagałem, ale była zamknięta w sobie, w swoim świecie. Doszło znowu do sytuacji wzięcia "na siłę" żony i w ferworze kolejnych kłótni do rękoczynów. Kłóciliśmy się bardzo często, a wręcz codziennie. Dochodziło do sytuacji że po powrocie z pracy wychodziłem wyrzucić śmieci, do sklepu, trzepać dywany albo innych dodatkowych zajęć lub na piwo z kolegami, żeby tylko nie słuchać tego przeraźliwego krzyku zaraz po otwarciu drzwi.
Wychowany zostałem w taki sposób, że nie byłem w stanie zostawić kobiety, którą kochałem, z którą miałem co najmniej jedno dziecko i iść z inną do łóżka, więc zatapiałem coraz częściej swoje zapotrzebowanie na seks w kieliszku. I tak kolejne kilka lat trwaliśmy razem obok siebie. Zmieniliśmy zamieszkanie i żona zaczęła pracować i kolejny przyjaciel przytulał moją żonę.
Tym razem nie było tłumaczenia z jej strony. Nie wiem co wstąpiło we mnie, ale kolejny raz wszedłem w tą martwą sytuację. Poszliśmy na terapię małżeńską, zaczęliśmy się kochać dosyć często, bo dochodziło do kilku razy nawet w tygodniu. Seks był i jest problemem w naszym związku. Kolejna farsa nie trwała zbyt długo. Okazało się, że niestety jednak nie jestem w stanie być z moją żoną, bo ona nadal kocha swego "przyjaciela". Krew mnie zalała, próbowałem spokojnie porozmawiać, ale niestety nie udało mi się. Doszło do rękoczynów i wyszedłem z domu na rok.
Cały czas coś ciągnie mnie do tej kobiety, tylko jej do mnie nie. Teraz więcej i chętniej rozmawiamy ze sobą, wspólnie próbujemy coś ustalić w naszym związku. Stałem się "pantoflarzem". Jestem na każde jej skinienie, służę pomocą i staram się wiele sytuacji opanowywać lejąc wodę na ogień, a nie oliwę.
Niestety od pół roku kiedy jesteśmy razem nie współżyliśmy ze sobą, gdyż ona ma do mnie uraz za gwałt na jej osobie. Nie chce się ze mną ani z nikim innym kochać po prostu seks dla niej może nie istnieć. Nie wiem jak to naprawić, ale brakuje mi pomysłu na rozwiązanie tej sytuacji. Obawiam się, że tym razem nie wytrzymam długo w takim związku i go rozwiążę pozwem, a tej sytuacji chciałbym uniknąć z racji dwóch wspaniałych córeczek.
Terapia odpada z braku czasu, poza tym poprzednia nic nie wniosła po pół roku uczęszczania. Opadam już z sił żeby pchać ten "wózek" z chęcią bym do niego wskoczył i jechał w nim razem z żoną którą kocham. Proszę o jakąkolwiek wskazówkę co mam dalej począć, jakim torem się poruszać.
Jestem kobietą po trzydziestce i nigdy nie pomyślałbym, że spotka mnie coś takiego. Otóż któregoś razu, podczas gry wstępnej, gdy partner pieścił mnie ręką poczułam nagle coś ciepłego i mokrego. Oboje pomyśleliśmy, że to krew, dopóki nie poczuliśmy tego okropnego zapachu. To był kał.
Naprawdę nie mam pojęcia, jak to się stało i że nic wcześniej nie czułam. To takie obrzydliwe i upokarzające. Dlaczego tak się stało. Nigdy nic podobnego mi się nie przytrafiło, ani nigdy nie uprawiałam seksu analnego. Od tamtej pory mój partner unika zbliżeń i wcale mu się nie dziwię, chociaż kochaliśmy się może ze cztery razy od tamtego wydarzenia, czułam, że on się do tego zmusza.
Po rozmowie przyznał w końcu, że od tamtej chwili ma blokadę, że boi się, że to się powtórzy i że potrzebuje czasu. Tylko, że ja się boję, że on się nie przełamie i nasz związek się rozpadnie, bo seks jest dla niego ważny.
Czy w ogóle możliwe jest to, że się odblokuje i wszystko wróci do normy? Czy nadal będzie chciał się ze mną kochać tak jak dawniej? Czy mogę coś zrobić? Nie chciałbym go stracić.
Jestem w związku od pół roku. Wcześniej byłam tylko w dwóch związkach, jeden 4 lata, drugi - dwa. W tym pierwszym nie współżyłam, w drugim natomiast tak. Nigdy nie miałam nic przeciwko i nie interesowało mnie życie seksualne moich partnerów.
Drugi partner zdradzał mnie notorycznie, dowiadywałam się tego w trakcie związku i po, kiedy znajomi wyjawiali mi prawdę z kim byłam. Moje poczucie wartości zmalało.
Teraz jestem w kolejnym związku i wielkim problemem dla mnie jest przeszłość partnera. Nie to, że miał dziewczyny, był w związku i uprawiał seks, to jest dla mnie zrozumiałe. Problemem dla mnie są jednorazowe przygody.
Jego koledzy mi powiedzieli o pewnej dziewczynie, z którą po dyskotece się przespał, on jednak tłumaczy, że to oni prowadzili rozwiązłe życie, a on nie chciał być "inny", więc im powiedział, że "zaliczył", ale że to nieprawda.
Płakał, przysiegał, nawet zadzwonił do tej dziewczyny, żeby ona mi powiedziała prawdę. Powiedział, że boi się mnie stracić, przyznał się jej, że tak powiedział kolegom, że się z nią przespał i że teraz się kłamstwo na nim odbiło. Błagał ją, żeby mi powiedziała prawdę jak było. Dziewczyna mi wyznała, że między nimi nic nie było, żebyśmy się nie kłócili i nie rozstawali przez coś, co nie miało miejsca.
Ale ja do dzisiaj mam z tym problem, wstaję rano i myślę czy to prawda... Czy rzeczywiście tak było? Czy to nie była jednorazowa przygoda, z którą chyba nie potrafiłabym się nigdy pogodzić...?
Strasznie jestem zazdrosna o to, moje myśli nie dają mi normalnie funkcjonować i być szczęśliwą. Nie wiem co mam zrobić, by o tym zapomnieć. Nigdy mi nie dał mi podstaw, aby nie wierzyć mu, nigdy mnie nie okłamał. Ale teraz mam poczucie, że coś jest nie tak między nami, przeze mnie. Czasami sobie nawet to wyobrażam, chociaż strasznie tego nie chcę.
Nie wiem co zrobić, proszę o pomoc.
Jaki związek z seksem, temperamentem, libido mają duże, odstające uszy mężczyzn, wydatne usta kobiet? Czy duży nos ma związek z wielkością penisa, a zadarty ze skłonnością do jednorazowych stosunków? Obalamy niektóre mity, a inne potwierdzamy.
Żadne drakońskie ograniczenia, żadne katowanie się surowymi marchewkami i tęsknota za szarlotką z bitą śmietaną. Seks! To z pewnością najprzyjemniejsza dieta odchudzająca. Zobacz, w jakich pozycjach schudniesz najwięcej.
Jesteśmy z mężem 6 lat po ślubie. Nasze życie seksualne było bardzo udane, do momentu w którym postanowiliśmy, że chcemy mieć dziecko. Długie starania, niepokój, czy się uda spowodowały, że kochaliśmy się tylko w płodne dni. Było to raczej obowiązkiem niż przyjemnością! Po wspólnych badaniach okazało się, że oboje mamy problemy. Ja mam endometriozę a mąż ma złe wyniki nasienia, to go podłamało. Mąż coraz bardziej wzbraniał się od zbliżeń.
Miałam operację. Lekarz stwierdził, że już nic nie stoi na przeszkodzie, by zajść w ciążę, ale niestety po długim leczeniu hormonami nie układało się w łóżku...W końcu po rozmowie z lekarzem postanowiliśmy spróbować sztucznego zapłodnienia i po pierwszym cyklu udało nam się. Byłam w ciąży, lecz nie trwało to długo... Poroniłam.
Od tego czasu minął już rok. Problem w tym, że od tamtego czasu ani razu nie współżyliśmy. Mąż nie chce. Ciągle ma jakieś wymówki, prawie jak kobieta. Jak to sie mówi: boli mnie głowa, jestem zmęczony.
Nie wiem co mam robić... Ja rozumiem męża. Dziennie pracuje po 14 godzin, czasami więcej. Ja to wszystko rozumiem, ale są też dni wolne i mimo to nie chce nic ze mną robić.
Czy to może być jakaś trauma spowodowana długimi staraniami o dziecko? Mąż twierdzi, że wciąż mu się podobam. Poza tym jesteśmy zgodnym i kochającym się małżeństwem. Nigdy nie byliśmy jakimiś "demonami seksu", ale kocham go i potrzebuję jego czułości miłości i bliskości...
Mam 18 lat lat, jestem uczennicą 3 klasy liceum, w tym roku zdaję maturę. Piszę do państwa, ponieważ zauważyłam, że dzieje się ze mną coś bardzo złego. Uważam, że mam ogromny problem z żywieniem. Od wielu lat miewałam kompleksy dotyczące mojej sylwetki, wagi. W przeciągu ostatniego roku zawzięłam się i schudłam bardzo dużo, bo aż 19 kilogramów.
Na początku dietę traktowałam z dystansem, jadłam bardzo często i sporo, jedynie nie jadłam nic po godzinie 18. Początkowo gubienie kilogramów nie było dla mnie większym problemem. Po utracie 10 kg waga stanęła, przez kolejne 3 miesiące nie mogłam już schudnąć ani grama, a do wymarzonej wagi brakowało mi jedynie 2-3 kilogramów.
Strasznie się uparłam, powiedziałam, że sobie nie przepuszczę - i wtedy się zaczęło, kilogramy zaczęły spadać... a jakim sposobem ? Drastycznie ograniczyłam jedzenie, zaczęłam namiętnie przeglądać tabele kaloryczne, składy produktów spożywczych, dietetyczne przepisy na jedzenie. Przestałam jeść to co robiła mi mama - wszystkie posiłki musiałam przygotowywać sobie sama żeby dokładnie wiedzieć co w nich się znajduje i łatwo obliczyć przybliżoną kaloryczność określonego dania. Właśnie tak poleciało kolejne 9 kilogramów.
Na początku ludzie podziwiali mnie, mówili, że świetnie wyglądam. To jeszcze bardziej napędzało mnie do dalszego odchudzania. W pewnym momencie moje postrzeganie siebie zmieniło się, znajomi, trenerzy ( trenuję taniec towarzyski ) mówili jesteś bardzo szczupła, nie odchudzaj się już. Na każdym kroku słyszałam " zjedz coś w końcu, no jedz, jedz" a ja nadal nie widziałam w sobie bardzo chudej osoby - owszem nie uważałam się za grubą, ale sądziłam, że jestem normalna, szczupła, ale nie wychudzona.
W pewnym momencie zauważyłam że jedzenie staje się moją obsesją- codziennie planuję co zjem na dany posiłek, wyliczam przybliżoną kaloryczność zaplanowanych dań, z zegarkiem w ręku czekam na upłynięcie 3,4 godzin od poprzedniego posiłku , żeby przystąpić do następnego. Zauważyłam że często kupuję słodycze , tylko po to by zamknąć je w szafce , ładnie poukładać , popatrzyć, nacieszyć nimi oko. Chomikuję je w pokoju z myślą że jak zachce mi się nagle jeść to przynajmniej będę miała co.
Ograniczyłam do minimum kontakty ze znajomymi, bardzo rzadko chodzę na imprezy, spotkania poza lekcjami, do kina czy na zakupy, bo tam BĘDZIE JEDZENIE albo BĘDĄ ZMUSZALI MNIE DO TEGO ŻEBYM JADŁA. Cały mój dzień skupia się na jedzeniu - zakupach, planowaniu tego co ugotuję, nie potrafię skupić się na niczym innym. Jeżeli zjem coś pozaprogramowego mam ogromne wyrzuty sumienia, nie umiem sobie z tym poradzić. Jeżeli czegoś nie zjem, czuję się lepsza, czuję władzę, czuję, że mam kontrolę.
Notorycznie przeglądam się w lusterku, patrzę czy aby mój brzuch nie przytył. Zauważyłam, że lubię jeść w samotności. Posiłki przyrządzam z niesamowitą dokładnością i estetyką. Uwielbiam gotować dla innych, sprawia mi to przyjemność. Lubie rozmawiać na temat jedzenia.
Jakie zmiany zauważyłam w organizmie ?
- Praktycznie cały czas odczuwam potworny chłód. Mam lodowate ręce, nogi, czubek nosa.
- Mam sine ręce i stopy.
- Skóra nabrała szarego smutnego koloru. Jestem blada.
- Rany, skaleczenia goją się strasznie długo.
- Gorszy stan włosów.
- Brak miesiączki od prawie 3 miesięcy.
- Często miewam mroczki przed oczami.
- Raz zdarzyło mi się zemdleć.
- Nadmierna senność i przemęczenie.
Jakie zmiany jeśli chodzi o zachowanie, oprócz tych które wymieniłam wcześniej ? - Totalnie olałam szkołę, nie potrafię się zmusić do nauki, a gdy już raz na jakiś czas przysiądę do książki to nie potrafię się skupić. Mam dużo gorsze kontakty z rodzicami, miewam zmienne nastroje i jestem drażliwa. Odizolowałam się od ludzi, pragnę samotności.
Dodam do tego, że czasami zdarzają mi się epizody bulimiczne. Gdy nie ma nikogo w domu, idę na zakupy, kupuję wszystko czego odmawiam sobie podczas diety, jem dopóki nie będę mogła się ruszyć, a potem wymiotuję. Oczywiście następnego dnia ogromne wyrzuty sumienia, nienawidzę siebie za to co zrobiłam, i kolejne kilka/ kilkanaście/ kilkadziesiąt dni stosuję swoją dietę. Czy to już anoreksja? Bulimia?
Smaki i zapachy odgrywają ważną rolę także w naszym życiu seksualnym. Niektóre wzmagają pożądanie, inne przeciwnie. Jedne działają wyłącznie na kobiety, inne tylko na mężczyzn. Np. zapach wanilii skłania mężczyzn do bardziej wyuzdanych igraszek w łóżku, a zapach spalonej gumy działa pobudzająco na kobiety.
Podobno mężczyźni gustują w blondynkach. Podobno dlatego, że są one dla nich uosobieniem seksu. To właśnie blondynka (nieważne, że farbowana), Marilyn Monroe, była okrzyknięta symbolem seksu. Czy to prawda, czy mit? A jeśli prawda, to dlaczego tak się dzieje?
Jestem jeszcze młodym mężczyzną. Od ponad 20 lat ulegam masturbacji. Nigdy nie uprawiałem seksu z żadną kobietą. Uważam, że moje poczynania są patologiczne, gdyż robię to prawie codziennie po jednym razie, nawet wtedy gdy napięcie seksualne jest bardzo małe.
Niezmiennym impulsem do onanizmu są stopy kobiet, na które zwracam uwagę prawie u każdej atrakcyjnej kobiety w świecie rzeczywistym, a także na zdjęciach w internecie. Takie obrazy są w mojej psychice wyraźnie utrwalone, a potrzeba onanizmu stała się natręctwem.
Proszę mi poradzić, czy powinienem coś w tym zmienić? Czy też nie zmieniać w tym niczego? Czy powinienem udać się do psychologa lub seksuologa?
Mój problem jest dla mnie niezmiernie wstydliwy i tak naprawdę nigdy nikomu o tym nie mówiłam, nie zwierzałam się, uważając, że jestem w tym względzie jakimś odmieńcem... Zawsze wydawało mi się, że nikt inny na świecie nie ma tak niedorzecznego, tak głupiego problemu.
Otóż, boję się penetracji (ale tylko waginalnej)... Boję się jej tak bardzo, że nie jestem w stanie nawet przełamać się do prób. Świadomie i celowo piszę "penetracja", bo wszystko inne związane z seksem nie tylko nie sprawia mi problemów, ale wręcz uwielbiam to, jestem chętna i otwarta.
I tak, uwielbiam wszelkiego rodzaju pieszczoty, chętnie uprawiam seks oralny, nawet analny (i tutaj penetracji zupełnie się nie boję), jednak od zawsze paraliżowała mnie sama myśl o seksie waginalnym. Zawsze się tego bałam - sama myśl o tym, że miałby we mnie wejść członek, przerażała mnie. Dlaczego? Zawsze bałam się, że to będzie bardzo bolało. Strasznie bałam się przebicia błony dziewiczej i bólu z tym związanego.
Łudziłam się jednak, że jak dorosnę, znajdę sobie partnera, w którym się zakocham, to i mój strach minie. Niestety... Dziś przekroczyłam już 30-tkę, mam cudownego partnera, którego ogromnie kocham, któremu ufam, i z którym jestem szczęśliwa, jednak wciąż paraliżuje mnie strach przed wprowadzeniem członka (nawet palca!!!) do mojej pochwy. Już na samą myśl o tym, zaciskam uda...
Cały czas wydaje mi się, że nie wygram z tym strachem (mimo iż mam świadomość, że defloracja przecież nie zawsze wiąże się z bólem). Nie wiem, zastanawiam się czasem czy gdybym nie miała tej przeklętej błony dziewiczej, to też bym się tak bała tego (pierwszego) wprowadzenia członka do pochwy? Nie wiem, sama jestem ciekawa... A zatem, paraliżuje mnie strach przed bólem.
Co ciekawe, nie boję się w ogóle wprowadzenia członka w odbyt. Rzecz tyczy się tylko i wyłącznie pochwy. A zatem, moje podejrzenia, że rozchodzi się o błonę dziewiczą, mogą być może mieć uzasadnienie? Nie wiem skąd u mnie ten strach, nie mam żadnych traumatycznych przeżyć z przeszłości, miałam normalne, wspaniałe dzieciństwo, nie doświadczyłam nigdy nic traumatycznego itd.
Nigdy nie słyszałam, by ktokolwiek miał taki problem jak ja i to jeszcze bardziej powoduje u mnie wstyd, poczucie winy. Czuję się jak jakaś kosmitka z taką niestworzoną dolegliwością, ułomnością! Nienawidzę tego u mnie, tej mojej ułomności. Ginekolodzy bagatelizują, wręcz ignorują mój problem, radząc napić się lampki wina i "ruszyć do dzieła" (czyli do tej mojej pierwszej penetracji waginalnej). A ja, nawet pijana, "nie dam się", bo TO akurat cały czas doskonale kontroluję.
Zresztą, zdaję sobie sprawę, że ginekolog to nie jest odpowiedni lekarz mogący mi pomóc. Z moją fizjonomią wszystko w porządku, wiem, że to raczej jakiś problem w mojej głowie. Wciąż wmawiam sobie ten strach i na nic wszelkie zapewnienia, że to nie musi boleć, że członek wejdzie w pochwę bez najmniejszego problemu, bo pochwa jest elastyczna, rozciągliwa itp. Nie umiem się przełamać. Boli mnie tam, w głowie...
Wielkim problemem jest dla mnie również zwykłe badanie ginekologiczne - przeraża mnie przecież nie tylko penis, ale także nawet i palec czy wziernik, który miałby zostać wprowadzony do mojej pochwy! I już... od razu sobie wmawiam, że będzie strasznie bolało, że to się we mnie nie zmieści itp. Wiem, to niedorzeczne, a jednak nawet jak to sobie logicznie tłumaczę, pozostaje to tylko teorią, bowiem nie umiem tego potem wprowadzić do praktyki. Za nic nie umiem się przełamać.
Czy Pani, Pani Magdaleno, mógłby mi coś poradzić? I czy mogłaby mi Pani powiedzieć, do jakiego specjalisty powinnam się udać? Do seksuologa czy psychologa/psychoterapeuty? Czy taki problem jak mój w ogóle istnieje, czy też jestem jedyna z tak dziwaczną przypadłością? Czy można na nią cokolwiek poradzić, czy to da się we mnie zmienić, czy jest to uleczalne? Czy mogę mieć nadzieję na normalne życie, na normalne współżycie?
Bardzo proszę Panią o pomoc, to naprawdę spędza mi sen z powiek, jestem tym coraz bardziej zdołowana, załamana i zakompleksiona, czuję się takim odmieńcem, a poza tym, przecież to oczywiste, że chciałabym NORMALNIE żyć/współżyć, chciałabym móc robić zwyczajne badania u ginekologa (do tej pory jestem jedynie badana przez odbyt, inaczej się nie da, bo zbytnio się zaciskam i panikuję!
A ostatnio to już w ogóle. Zresztą raczej unikam ginekologa, gdyż wstydzę się tego, że boję się zwykłego badania mając ponad 30 lat! Chciałabym kiedyś mieć dzieci...
Bardzo proszę Panią o radę, o pomoc, bo przetrawiając tyle lat ten problem w sobie, naprawdę tylko się pogrążam, czasem wątpię w swoją kobiecość i, doprawdy, czuję się bezradna, gorsza i po prostu załamana. Nie wiem jak z tym zawalczyć.