Moda na bycie singlem. Coraz częściej wybieramy życie w pojedynkę

2019-07-23 10:57

Bycie singlem promuje się dziś w mediach. Dla jednych to usprawiedliwienie faktu, że są sami, inni świadomie dokonują takiego wyboru. Kiedy wybieramy życie w pojedynkę i dlaczego taki model zdarza się coraz częściej? Odpowiadają za to aktualne przemiany społeczne.

Moda na bycie singlem. Coraz częściej wybieramy życie w pojedynkę
Autor: Photos.com Moda na bycie singlem. Coraz częściej wybieramy życie w pojedynkę

Spis treści

  1. Łatwiej skończyć związek niż go ratować
  2. Kto jest winny rozpadowi związku?
  3. Naucz się zauważać swoją winę
  4. Sztuka budowania relacji

Zdeklarowane singielki wywodzą się spośród kobiet, które stawiają na karierę, nie na budowanie rodziny i rodzenie dzieci mówią psycholodzy. Są wykształcone, atrakcyjne, prowadzą intensywne życie erotyczne, realizują się zgodnie z własnymi potrzebami, pracują na pozycję zawodową, niezależność finansową. Korzystają z życia bez ograniczeń.

Czasem okresowo żyją w konkubinacie albo w długotrwałym wolnym związku – nie prowadzą wspólnego gospodarstwa, tylko spotykają się z bliską osobą od czasu do czasu (2, 3 razy w tygodniu), mieszkając oddzielnie. Trudno ustalić, kto dziś jest singlem, a kto żyje w nieformalnym związku, bo granica się zaciera.

W każdym razie im dłużej kobieta mieszka sama, tym mniej ceni sobie małżeństwo i rodzinę, więc rzadziej decyduje się na małżeństwo. Niektóre tuż przed czterdziestką opamiętują się, że mogą nie zdążyć z urodzeniem dziecka. Wówczas pod presją czasu szukają partnera i zwykle go znajdują. Skutek takiego działania to późne macierzyństwo i konieczność zrezygnowania z dotychczasowego stylu życia.

Czytaj też: Czym jest i jak działa aplikacja Tinder?

Łatwiej skończyć związek niż go ratować

Kiedyś rozwód był wyjściem ostatecznym, dziś jest sposobem rozwiązania problemu. Bo łatwiej jest zerwać związek niż spróbować go ratować – to wymaga pewnej pracy, wyrzeczeń. Tymczasem przywykliśmy do łatwego życia – od dziecka mamy wszystko na wyciągnięcie ręki, nie musimy się wysilać, nie musimy się z nikim liczyć.

Dlatego nie robimy również nic, by utrzymać związek. Nie udało się, to trudno i każdy idzie w swoją stronę. Psycholodzy porównują małżeństwo do ogrodu. Nie wystarczy raz zasiać i przez całe życie zbierać plony, trzeba ciągle coś robić: pielić, użyźniać, podlewać. Tymczasem wielu osobom brakuje na to ochoty. Ludzie nie rozumieją, że małżeństwo to przede wszystkim szkoła kompromisów i umiejętność rozwiązywania konfliktów.

Wolimy się rozwieść niż naprawić to, co zepsuliśmy. Badania pokazują, że im dłużej żyjemy w związku nieformalnym przed zawarciem małżeństwa, tym większe prawdopodobieństwo rozwodu. Wynika to nie z samego konkubinatu, ale cech osobowościowych żyjących w nim osób. Łatwiej podejmują decyzję o rozstaniu, gdy coś nie układa się zgodnie z ich oczekiwaniami i łatwiej akceptują rozpad związku.

Kto jest winny rozpadowi związku?

Starcie dwóch rodzin, ich wartości, zwyczajów, potem pojawienie się dziecka i związane z tym przeorganizowanie życia, wyższa pozycja zawodowa kobiety – wszystko to sprzyja rodzeniu się konfliktów. Aby sobie z tym poradzić, trzeba od początku budować fundamenty silnego związku. Nie narzucajmy swoich wyobrażeń o życiu i swoich wartości drugiej osobie, nie forsujmy na siłę swoich racji.

Bo nawet jeśli nam się to uda, będzie to zwycięstwo pozorne. Okazuje się, że na barki „zwycięzcy” spada odpowiedzialność za związek – teraz musi pilnować przestrzegania przeforsowanych zasad. W takiej sytuacji osoba „przegrana” wycofuje się, a wtedy „zwycięzca” zarzuca jej, że się nie stara, obarczając winą za rozpad związku.

Naucz się zauważać swoją winę

Tymczasem odpowiedzialność za sytuację kryzysową zawsze leży pośrodku. Dopóki nie zauważymy naszego wkładu w destrukcję związku, dopóty nie uda się go naprawić. Widzimy wady partnera, wiemy, co powinien zmienić, a nie dostrzegamy swoich błędów. Często lęk przed konfrontowaniem się z własnymi problemami (trudności z samooceną, komunikacją, wzorce wyniesione z domu) jest tak duży, że chowamy głowę w piasek.

Trzeba mieć odwagę, żeby się do tego przyznać. Ale to dopiero początek naprawiania związku. Potem trzeba jeszcze wprowadzić zmiany, przemodelować nawyki, choćby sposób komunikacji. Związki rozpadają się, gdy jedna osoba potrzebuje nadopiekuńczości, której nie dostaje, albo jest na drugiej „uwieszona”. Często powodem konfliktu jest przemoc (fizyczna, psychiczna, finansowa) i zdrada. Jeśli osoba zdradzona zrozumie, że jest współwinna, wtedy łatwiej wybaczyć.

Sztuka budowania relacji

Nie słuchamy partnera, narzucamy własne racje, wywlekamy błędy sprzed lat, nie umiemy walczyć o swoje, skrywamy żale – wszystko to wcześniej czy później prowadzi do destrukcji związku. Aby tego uniknąć, trzeba określić jasno, jak rozumiemy małżeństwo i swoją w nim rolę. Dla jednej osoby bezpieczeństwo to duże konto (gdy stracę pracę, to rodzina przetrwa), dla drugiej troska partnera, gdy wróci zmęczona z pracy. Jedno ma pretensję, że nie zapewnia poczucia bezpieczeństwa, drugie jest przekonane, że je daje. Aby utrzymać związek, trzeba nauczyć się mówić otwarcie o swoich potrzebach, priorytetach. Gdy nauczymy się ze sobą rozmawiać, wtedy wszystkie inne problemy na ogół same się rozwiązują.

miesięcznik "Zdrowie"